< > wszystkie blogi

Źrezus

To już nawet śmieszne nie jest

Krąg pierwszy

2 sierpnia 2014
Środa była pierwszym dniem piekła, dniem kiedy wszystko to miało swój początek, środa, środa która zmieniła bieg ... wody w rurach, a właściwie to całkowicie go zatrzymała,
Remontnicy dzien pierwszy, po efektownym wejsciu o jakze porannej godzinie jaka jest 9 rano panowie stwierdzili że konieczna jest przerwa na sniadanko, kulturalnie poprosili o kawkę i zaczęli się rozgaszczać. Po półgodzinnej dyspucie przy barszczyku na tematy takie jak: "Czy każda herbata pochodzi z indii?", "Czy krzyż powinien stać na warszawskim czy nie?". Dodatkowo atmosferę podkręcała wcześniej wspomniana zasłona dymna i nie byłem w stanie stwierdzić w którym pomieszczeniu panowie remontnicy toczą pojedynek na argumenty. Moje niezbyt przywykłe do pyłu i dymu oczy zaczęły łzawić a płuca kurczyły się błagalnie wołając o tlen. Nareszcie użytek zrobiłem z maski gazowej którą otrzymałem od znajomego w prezencie. Przebiłem się do garażu gdzie panowie stworzyli zaułek pokerowy, zanim zdążyli przejść do rosyjskiej ruletki interweniowałem. "A prawda, jest robota do zrobienia co nie Rysiu?" - rzekł Janusz, na co owy pan Rysiu odpowiedział "Jo żeh myślou że to z pińć minut mineło a tutej jusz prawie godzina nie, bieremy". Jak powiedzieli tak zrobili, początki bywają trudne, śruby zaworów opierały się śląskiej sile Pana Ryszarda, który jednak przy pieśniach z radia Monika i wspomagaczach takich jak wykrzykiwanie pewnych sloganów pokonywał zastałe zawory pamiętające początek lat 90. W momencie kiedy ostatnia śruba z żałosnym piskiem opusciła swoje miejsce, na twarz Ryszarda - manuala wylała się resztka brei która zastała się w rurach po kaloryferach. Skomentowawszy to radośnie "nosz kurczak" Ryszar postanowił pokazać się Januszowi, zagadnął go słowami "Hehehe pacz jaki ze mnjy tyn murzyn jyst". Śmiechu było co nie miara, jednak sadza z rury nie chciała tak szybko przestać się sączyć i ostatecznie połowa podłogi po wejściu w reakcję z płytami z niewiadomoczego nabrała koloru ciemnozielonego. Po wystawieniu pieca, osiągnięciu pierwszego sukcesu przyszedł czas na przerwę z barszczykiem. Po zejściu do piwnicy maź poznała nowy zapach i zaczęła zmierzać w moim kierunku, bałem się że zacznie przyjmować ludzkie kształty i podniesie leżący obok klucz francuski. Owa maź oplotła mi buty skutecznie mnie unieruchamiająć gdyż i każdy mój krok owocował martwą płytką przyklejoną do podeszwy mojego buta. Doskonałym remedium okazał się dym papierosowy - zasłona dymna który widocznie wchodził z mazią w reakcje i powodował że traciła na sile. Uścisk moich butów osłabł a ja w masce gazowej byłem w stanie zamknąć maź w pojemniku na farbę. Gniewne syczenie dało się słyszeć jeszcze przez połowę dnia ale remontnicy zdawali sobie nic z tego nie robić. Jestem pewien że opowieści o wyciągnięciu pieca bez ofiar śmiertelnych lub ciężko rannych długo jeszcze będą krążyć w towarzystwie Pana Janusza i Ryszarda.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi