Z jakiegoś powodu nie ustajemy w wypatrywaniu obcych cywilizacji. Dostrzeżenie zielonych ludzików na pewno byłoby dużą sensacją – ale czy zmieniłoby cokolwiek?
W 2015 roku z okolic podobnej do naszego Słońca gwiazdy HD 164595 nadano sygnał, który rozbudził nadzieje naukowców na przełomowe odkrycie. Wokół wspomnianej gwiazdy orbituje jedna znana planeta – i na tyle, na ile badaczom wiadomo, nie istnieje na niej życie. Uznano więc, że być może są tam jeszcze inne, dotychczas nieodkryte planety, na których „coś się zalęgło”. Niestety 2–sekundowy sygnał pojawił się tylko raz i ślad po nim zaginął, a zawiedzionym naukowcom nie pozostało nic innego jak stwierdzenie, że
najprawdopodobniej było to jedynie zakłócenie spowodowane przez któregoś z satelitów.
Współczesna technologia pozwala bardzo szybko dementować nazbyt sensacyjne doniesienia, jednak nie zawsze tak było.
Na przełomie XIX i XX wieku wierzono na przykład, że na Marsie... istnieją kanały irygacyjne zbudowane – nie inaczej! – przez inteligentnych obcych. Amerykański astronom Percival Lowell wydał nawet trzy książki opisujące wielkie odkrycie i związane z nim teorie... Sęk w tym, że po czasie okazało się, że rzekome marsjańskie kanały to w rzeczywistości efekt zniekształcenia obrazu słabych jeszcze wówczas teleskopów oraz naturalnej dla człowieka tendencji do doszukiwania się wzorów w przypadkowych zbiorach.
Innymi słowy, z kilku przypadkowych kresek zrobiono cały system irygacyjny. Przez dobre dziesięciolecia naukowcy w Bleien Radio Observatory w Szwajcarii i Parkes Observatory w Australii odbierali dziwne sygnały przypominające tzw.
fast radio bursts, czyli bardzo krótkie sygnały radiowe pochodzące spoza galaktyki. Określili je mianem perytów (na cześć mitycznych stworów zamieszkujących Atlantydę) i – podobnie jak w przypadku FRB – zaczęli podejrzewać, że u ich źródła mogą stać jacyś kosmici. Cała sprawa wyjaśniła się jednak w 2015 roku i bynajmniej nie w odległej przestrzeni kosmicznej, a w Australii. Zorientowano się tam, że...
otwarcie kuchenki mikrofalowej przed czasem powoduje sygnały, które wzięto za kosmiczne. Cóż, tym razem „kosmici” okazali się być znacznie bliżej, niż ktokolwiek przypuszczał.
Wspomniane wyżej
fast radio bursts kłócą się z naturalną dla naukowców potrzebą wyjaśnienia wszystkiego, która to potrzeba – dodajmy – prowadzi niekiedy do mocno abstrakcyjnych wniosków. W 2017 roku Manasvi Lingam i Abraham Loeb zasugerowali, że być może
FRB nie są wcale, jak dotychczas podejrzewano, wiadomościami nadawanymi przez obce cywilizacje, a pozostałościami... kosmicznych podróży. Czymkolwiek zasilane byłyby statki obcych, miałyby pozostawiać za sobą właśnie krótkie sygnały radiowe. Niestety i ta teoria bardzo szybko wzięła w łeb, kiedy wykazano, że FRB powtarzają się i pochodzą z tego samego miejsca na niebie.
Jeśli więc miałyby dowodzić podróży, byłyby to mocno „statyczne” podróże. Gdziekolwiek pojawiają się wydumane dowody na istnienie obcych, muszą pojawić się też kręgi w zbożu – rozpalające wyobraźnię miłośników ufologii i lądujące na pierwszych stronach spragnionych sensacji gazet. No bo jak to tak, przecież zbożowe kręgi są zdecydowanie zbyt duże, by mogły wyjść spod ręki człowieka? Tak jakby człowiek nigdy nie zbudował nic większego... W każdym razie pokazano niedawno, w jaki sposób – przy użyciu prostych narzędzi – każdy może wyciąć kosmiczny krąg we własnym ogródku (tudzież na polu sąsiada, bo po co bruździć samemu sobie). Co w tym wszystkim istotne, w żadnym momencie
nie wymaga to udziału zielonych ludzików – no chyba że przyglądają się z góry i sprawdzają, czy równo tniemy...
Kosmiczny Teleskop Keplera odkrył już ponad 2300 planet poza Układem Słonecznym, przesyłając na Ziemię dosłownie astronomiczne ilości danych. W 2015 roku znaleziono wśród nich coś niezwykle interesującego – gwiazdę KIC 8462852, która wydawała się świecić z podejrzaną nieregularnością. Niedające się przewidzieć zmiany w jasności gwiazdy i jej wyraźne przygasanie sprawiły, że
naukowcy na poważnie zaczęli rozważać istnienie wokół niej megastruktur pobierających energię. Megastruktur zbudowanych przez obce, inteligentne cywilizacje – ma się rozumieć. I choć byłoby to odkrycie na miarę tysiąclecia, szybko uznano jednak, że w rzeczywistości
za przygasanie gwiazdy odpowiada bardzo duża... chmura pyłu. Czy można dokonać wielkiego astronomicznego odkrycia i jeszcze się tym zmartwić? Cóż, przy niewłaściwym podejściu okazuje się, że można. W 1967 roku Jocelyn Bell pracująca w brytyjskim Mullard Radio Astronomy Observatory zauważyła specyficzne sygnały, które wyglądały na sztuczne, jednak nie pochodziły z Ziemi. Wyjaśnienie było proste – kosmici! Sygnał oznaczono kodem LGM–1, od Małych Zielonych Ludzików („Little Green Men”). Niestety wkrótce później zauważono analogiczny sygnał, dokonano niezbędnych rachunków i uznano, że mniej prawdopodobne od tego, że próbuje się z nami skontaktować obca cywilizacja, jest to, że próbują się z nami skontaktować dwie obce cywilizacje jednocześnie.
Zamiast obcych odkryto więc „tylko” pulsary. Źródła:
1,
2,
3,
4,
5,
6,
7
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą