https://www.filmweb.pl/serial/Dobry+omen-2019-799215
TL,DR - zryta fabuła, zryty humor, kisnę, polecam!
Historia prosta, na Ziemi od początku Raju walczą ze sobą siły aniołów i demonów. Ta walka to tak bardziej na pokaz - bo w praniu wychodzi, że nawet w walce o dominację nad światem to lepiej współpracować. Co prawda raporty do obydwu Central trzeba składać, ale... oj tam, kto w Centrali czyta raporty....
W pewnym momencie pada hasło: odpalamy Koniec Świata. A dokładnie to pojutrze. Anioł i Demon dostają zadanie zainicjować Armagedon a potem przypilnować żeby wszystko pie*dolnęło zgodnie z planem. Oczywiście Boski Plan planem, a realizacja od początku sypie się koncertowo.
Poziom absurdalnego humoru od razu wskakuje na poziom WTF?! a dalej nie jest lepiej. Anioł jest ciepłą kluchą ale jak trzeba to i ku*wą rzuci, i Archanioła zbluzga, i odmówi powołania do wojska. Demon co prawda jest upadły i drżą przed nim wszystkie roślinki pokojowe, choć jak trzeba to i Anioła wyręczy w boskim planie. W Niebie jest nudno i nikomu nie jest to w smak (kiepskie żarcie, no i weź tu słuchaj całe życie harf niebiańskich, skoro to w Piekle jest Mozart), a a Piekle zimno i cieknie dach. Wiedźmy są albo nafaszerowane prochem albo sexy, Zarząd w Niebie to tępe bufony a prawdziwą zmorą ludzi jest lokalna Straż Sąsiedzka. A poza tym wszelkie działania są bezcelowe, bo i tak wszytko zostało dokładnie przewidziane w Przepowiedniach, wiec lepiej dać sobie na luz. A jak w Przepowiedni napisane że masz się bzykać z nowo poznaną dziewczyną, to ściągać fatałaszki, i to migiem!
Aha, nie ma Końca Świata bez Jeźdźców Apokalipsy, tych oczywiście wzywa lokalna firma kurierska.
Wszyscy zachwycają się duetem Michael Sheen i David Tennant - yep, są debeściarscy, a ich współpraca to poezja! Ale jak dla mnie Jon Hamm jako Archanioł Gabriel kradnie wszystkie sceny. Jego rola tępego kierownika średniego szczebla w Niebie i coachingowe zagrywki są po prostu mistrzowskie.
Najsłabsza część? IMHO fabuła. Jednak jak akcja się rozkręca to wszystko siada i robi się slapstikowo. Prawdziwą ucztą dla mózgu są historie poboczne - czy to nie-do-końca-upadłego Demona, czy Anioła ściganego przez wieki wieków przez Inwentaryzację za zgubiony Ognisty Miecz, czy polowanie na czarownice niczym z Monty Pythona, czy motywacja roślinek w domu do bycia ładnymi.
No i wiadomo, że Belzebub jest kobietą to nic z tego dobrego nie będzie.
TL,DR - zryta fabuła, zryty humor, kisnę, polecam!
Historia prosta, na Ziemi od początku Raju walczą ze sobą siły aniołów i demonów. Ta walka to tak bardziej na pokaz - bo w praniu wychodzi, że nawet w walce o dominację nad światem to lepiej współpracować. Co prawda raporty do obydwu Central trzeba składać, ale... oj tam, kto w Centrali czyta raporty....
W pewnym momencie pada hasło: odpalamy Koniec Świata. A dokładnie to pojutrze. Anioł i Demon dostają zadanie zainicjować Armagedon a potem przypilnować żeby wszystko pie*dolnęło zgodnie z planem. Oczywiście Boski Plan planem, a realizacja od początku sypie się koncertowo.
Poziom absurdalnego humoru od razu wskakuje na poziom WTF?! a dalej nie jest lepiej. Anioł jest ciepłą kluchą ale jak trzeba to i ku*wą rzuci, i Archanioła zbluzga, i odmówi powołania do wojska. Demon co prawda jest upadły i drżą przed nim wszystkie roślinki pokojowe, choć jak trzeba to i Anioła wyręczy w boskim planie. W Niebie jest nudno i nikomu nie jest to w smak (kiepskie żarcie, no i weź tu słuchaj całe życie harf niebiańskich, skoro to w Piekle jest Mozart), a a Piekle zimno i cieknie dach. Wiedźmy są albo nafaszerowane prochem albo sexy, Zarząd w Niebie to tępe bufony a prawdziwą zmorą ludzi jest lokalna Straż Sąsiedzka. A poza tym wszelkie działania są bezcelowe, bo i tak wszytko zostało dokładnie przewidziane w Przepowiedniach, wiec lepiej dać sobie na luz. A jak w Przepowiedni napisane że masz się bzykać z nowo poznaną dziewczyną, to ściągać fatałaszki, i to migiem!
Aha, nie ma Końca Świata bez Jeźdźców Apokalipsy, tych oczywiście wzywa lokalna firma kurierska.
Wszyscy zachwycają się duetem Michael Sheen i David Tennant - yep, są debeściarscy, a ich współpraca to poezja! Ale jak dla mnie Jon Hamm jako Archanioł Gabriel kradnie wszystkie sceny. Jego rola tępego kierownika średniego szczebla w Niebie i coachingowe zagrywki są po prostu mistrzowskie.
Najsłabsza część? IMHO fabuła. Jednak jak akcja się rozkręca to wszystko siada i robi się slapstikowo. Prawdziwą ucztą dla mózgu są historie poboczne - czy to nie-do-końca-upadłego Demona, czy Anioła ściganego przez wieki wieków przez Inwentaryzację za zgubiony Ognisty Miecz, czy polowanie na czarownice niczym z Monty Pythona, czy motywacja roślinek w domu do bycia ładnymi.
No i wiadomo, że Belzebub jest kobietą to nic z tego dobrego nie będzie.