Jeśli spytacie internet o pierwszy polski fabularny film kolorowy, to ochoczo Wam odpowie: "Przygoda na Mariensztacie" z 1953 roku. I w sumie jest to prawda, ale powinno się dodawać, że jest to pierwszy polski ukończony i oddany do eksploatacji film kolorowy.
Pierwsze flirty naszego rodzimego kina z filmem "w barwach naturalnych" zaczęły się jeszcze przed wojną - mniej więcej od 1932 roku, kiedy to bracia Bohdan i Zbigniew Szczepanikowie zaczęli wpuszczać do kin barwne krótkometrażówki, które kręcili opracowaną przez siebie metodą.
W 1936 lub 37 roku podjęto się nakręcenia pierwszego polskiego pełnometrażowego filmu kolorowego. Niestety, niewiele wiadomo o tej produkcji, a przynajmniej ja znalazłam jedynie szczątkowe informacje.
Film miał nosić tytuł "Strzał w operze", miał być kolorowy - i to w sumie wszystko, co wiadomo o nim na pewno. Rozbieżności pojawiają się już przy osobie reżysera - wygląda na to, że miał być nim Adam Augustynowicz, ale można spotkać się z przypisywaniem tej produkcji Leonardowi Buczkowskiemu. Nie wiadomo za bardzo, kto miał w nim wystąpić - jedno ze źródeł mojej wiedzy przebąkuje o Barbarze Orwid (to samo, które pisze o Buczkowskim jako reżyserze, więc nie wiem, czy można mu wierzyć), inne o śpiewaczce operowej Juno Gordez, i to w sumie tyle. Nie wiadomo, o czym film miał być, aczkolwiek tytuł i informacja, że część zdjęć miała być kręcona w Bułgarii, sugerują tematykę sensacyjno-kryminalną, doprawioną delikatną egzotyką. Źródła milczą też o tym, do jakiego etapu doszły prace nad filmem, ani dlaczego właściwie je przerwano. (Mimo woli nasuwa mi się luźne skojarzenie z "Lotną", przy której kręceniu zabrakło kolorowej taśmy i część filmu dokręcano na taśmie czarno-białej, co dało dość specyficzny efekt poprzeplatania scen czarno-białych i barwnych).
Myślę, że pewnym wyjaśnieniem może być tu informacja, że "Strzał w operze" powstawał z inicjatywy braci Szczepaników, których wytwórnia w połowie lat trzydziestych zaczęła przeżywać kryzys, z którego już się nie podniosła. Jak wiadomo, świat filmu barwnego zdominował amerykański Technicolor i nasza rodzima technika nie wytrzymywała tej konkurencji. Być może "Strzał w operze", w swoim założeniu, miał być hitem, który miał pomóc polskim "czarodziejom kolorów" odbić się od dna (wszak amerykański kolorowy "Becky Sharp" odniósł w 1935 r. w polskich kinach wielki sukces), a okazał się się przedsięwzięciem, któremu chylące się ku upadkowi przedsiębiorstwo nie było już w stanie podołać?
Jak by nie było - pierwszy polski fabularny film kolorowy był kręcony w drugiej połowie lat trzydziestych i bardzo prawdopodobne, że robiono go naszą rodzimą techniką. Tylko, że nie wyszło.