Zenek, jak co piątek, wybrał się na przechadzkę po pobliskim lesie. Zamiast borówek, jeżyn i grzybów znalazł psa. Zwierzę wychudzone, wyglądało na mocno zaniedbane i głodne. W przeciwieństwie do mnie - powiedział Zenek, dumnie oblizując kości.
by nieznam
* * * * *
- Siemka, Oskar. Słyszałem, żeś się ożenił!JAK U SIÓSTR
Siedzimy z koleżanką na imprezie branżowej. Towarzystwo raczej zmaskulinizowane. Nie obyło się bez podtekstów. Zresztą wszyscy na tyle mocno integrowaliśmy się za pomocą wody rozmownej, że dziwne by było gdyby w końcu rozmowa na pewne tematy nie zeszła. Koleżanka z rozżaleniem w pewnym momencie:by atitta
* * * * *
ZAWIEDZIONA
Nie pamiętam już, za co, ale byłam ostatnio nakrzyczałam na dzieci. Na co dziecko starsze, niezrażona moimi krzykami, odwraca się w stronę swojego tatunia i odzywa się w te słowy:
- ...wiesz, mama chyba nie chciała takich dzieci jak my...
by Casica
* * * * *
ŁOSICA
Rozmawiam sobie z moja prawie-żoną (PŻ). W pewnym momencie:
PŻ - Jesteś łoś.
JA - Łoś?
PŻ- Tak, łoś.
Ja - A wiesz jak się nazywa żona/samica łosia?
...
Co było dalej, należy się domyślić...
by canis_lupus
* * * * *
LÓD
Przed chwilą udałam się do sklepu w celu nabycia podstawowych produktów spożywczych. Przed warzywniakiem stały trzy harleye - ot nic dziwnego, przecież tuż za winklem odbywa się jakiś zjazd amatorów dwukółek. Wchodzę do sklepu i ustawiam się grzecznie w kolejce za trzema panami odzianych w skórę [trzeba przyznać, że mniamuśni]. Nadeszła kolej na spełnienie zachcianek Pierwszego W Skórze, który dzierżył w dłoni jakiś kubeczek:
PWS: - Bry, chciałbym dwa żubry i loda...- powiedział popychając przed siebie kubeczek z kawałkiem drewienka.
Pani Halinka: - Ale do loda to by się panu przydał większy patyczek
by Stu_Dentka
* * * * *
BMI
Koleżanka z pracy, przeciętna angielka o wymiarach modelki (w calach):
- Zmniejszyłam swoje BMI*!
Kolega zmierzył ja wzrokiem:
- Urosłaś?!
*współczynnik powstały przez podzielenie masy ciała podanej w kilogramach przez kwadrat wysokości podanej w metrach.
by roland26
* * * * *
KLASYCZNE AUTO
Nabyłem miesiąc temu drogą kupna Opla Astrę. Żaliłem się już na narzekalni, bom przerobiony klasycznie został, powyłaziły wady ukryte, a żeby tego było mało, to w warsztacie, w którym naprawiałem rzeczony dupowóz, zrobili nim stłuczkę. No i opisuję dziś to wszystko kumplowi, a ten dowcipniś skwitował to wszystko:
- No cóż, per aspera ad astra*.
* łac. przez ciernie do gwiazd, tutaj do Astry
by Soultaker
* * * * *
NA BEZRYBIU...
Wracając z meczu Wisły na White Hart, wśród okalającego tłumu "kwiatów emigracji", kierowany chęcią jak najszybszego usadowienia się gdzieś w jakimś środku lokomocji, mijając ciemne, pozamykane, zakratowane witryny sklepowe znalazł się jeden otwarty - Hair Salon - czy jakoś tak. Szedł obok zasępiony jegomość z wąsem i dostrzegłszy ów sklep, mniej - więcej w tym samym momencie, co ja, uradował się niezmiernie wykrzykując do towarzyszy:
- Eeeeee, Staszekkkk... Otwarte... Idziemy po piwooooo!
Staszek, nie powiem, na poliglotę wyglądał:
- Zbychuuuuu, tu to tylko szampon kupisz.
- Szampannnn? A cooooo to k*wa sylwesteeeeeer? A ch*j moooże byyyć...
telesfor
* * * * *
KONKLUZJA
Z córą (5 lat) w roli głównej. Rozmowa, co prawda cytowana z pamięci, ale na pewno szła "ciurkiem" bez przerw na zastanowienie...
- Tato, a skąd Wy wszystko wiecie?
- Co?
- No skąd wszystko wiecie?
- No, ze szkoły, z książek, z telewizji...
- Z pracy?
- Z pracy też.
- Bo ja tyle nie wiem.
- Ale niedługo będziesz już wiedzieć więcej.
- A jak będziesz stary to będziesz dziadkiem?
- Mam nadzieję.
- Będziesz. Bo przecież babcią na pewno nie będziesz...
by lukas321
* * * * *
DOBRA RADA
Idę rano do pracy i po drodze widzę dwóch koneserów śmietnikowych tzn. śmieciogrzebów. Jeden pcha wózek a w zasadzie wózek pcha jego. Spotkali trzeciego. Ten popatrzył, popatrzył i mówi do tego od wózka:
- Tyyy! Aleś się wylakierował na dzień dobry! Tyyy pamiętaj. Piłeś nie jedź!
by amiz74
* * * * *
PIES
Jako autentyk opowiedziane na pewnym forum, więc jako autentyk pozwalam sobie wrzucić:
"Historia autentyczna opowiadana przez mojego dziadka:
We wczesnych latach 50-tych wybrał się mój dziadek na ślub córki swojego przyjaciela do Wodzisławia Śląskiego. A że przyjaciel był szefem straży pożarnej, więc było wielkie wesele w remizie, na które zleciało się całe miasto. Ciężkie czasy to były i zapasy jedzenia szybko zaczęły się kurczyć. Tymczasem mojego dziadka tuż po przyjeździe dopadł straszliwy ból zęba i po wizycie u dentysty dowiedział się, że nici z jedzenia na imprezie, więc żywił się tylko kleikiem dawanym przez żonę przyjaciela. Jak już pisałem jedzenie na weselu dla 600 osób się kończyło, więc gospodarz musiał kombinować. Przy pomocy dziadka i strażaków wytaszczyli z piwnicy remizy skrzynki z zamrożoną żywnością z UNRRA (jeszcze z końca lat 40-tych). Rozmrozili to i mieli podawać gościom do stołu.
Zanim jednak to nastąpiło gospodarz chciał sprawdzić, czy to się nadaje do jedzenia i rzucił kawałek mięsa swojemu psu. Ten spałaszował ze smakiem i czekał na więcej. Zadowoleni strażacy wypakowali więc żywność i zaczęli podawać na stoły. Wesele sobie płynęło dalej. Na zapleczu siedzieli mój dziadek i jego przyjaciel. Nagle wpada najmłodszy kilkuletni syn gospodarza i woła:
- Tato! Tato! Pies zdechł!
Zapadła konsternacja i po krótkiej dyskusji gospodarz wyszedł i obwieścił gościom, co się stało. Wszyscy (czyli 600 osób) polecieli w try miga do szpitala na płukanie żołądków.
Zostali tylko rodzina gospodarza i mój dziadek z bolącymi zębami. Kiedy załamany gospodarz uspokoił się trochę zapytał syna.
- To jak on zdechł?
A syn na to:
- No bawiliśmy z Markiem piłką i on latał razem z nami. W pewnym momencie piłka mi poleciała na ulicę, a pies pobiegł za nią i wpadł pod ciężarówkę...
by Amer
* * * * *
JUROR
Siedzimy sobie. Cisza. Spokój. Wpada do nas kolega z departamentu sprzedaży. Koleś ogólnie zawsze jest cały czas w ruchu. Nawet ma ksywę "dynamiczny". Wpada. Potyka się o próg na wejściu. Wykonuje potrójnego axla z podwójnym ritbergerem pada na plery z gromkim okrzykiem. Leży. W powietrzu wirują powolnie kartki z Umową, którą nam przyniósł. Przykrywają go. Jeszcze leży i wyraźnie jest w szoku.
Kolega obok na chwilę odrywa ręce od klawiatury i komentuje:
- Złe wyjście z progu...
by Misiek666
* * * * *
ODYSEJA KOSMICZNA
Rzeczona sytuacja miała miejsce kilka lat temu w mazurskich stronach. "Majeranku" ci było dostatek. Pod jego magicznym wpływem kumple przesiedzieli cały dzień w JEDNOOSOBOWYM namiocie typu "igloo". We czterech... A czemuż to? A temuż, że byli święcie przekonani, że znajdują się w kapsule ratunkowej na Księżycu. I tak sobie cierpliwie czekali na ekspedycję ratunkową z kosmodromu Bajkonur, kiedy to nagle ktoś zaniepokojony ich kilkugodzinną nieobecnością postanowił zajrzeć do ichniego namiotu. Gdy tylko rozsunął suwak okolicą wstrząsnął paniczny wrzask czterech tęgich gardeł:
- DEKOMPRESJAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
by kuflowaty
Chcesz poczytać więcej autentyków, wejdź na nasze forum "Kawałki mięsne". Jeżeli chciałbyś opowiedzieć jakąś zabawną historię ze swojego życia, możesz zrobić to na forum (koniecznie zaznaczając przy wątku taki znaczek: ), lub wysłać ją TYM TAJNYM KANAŁEM |
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą