Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych CXXVIII

27 941  
45   7  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

ROSOŁOWE WOJNY

Myślenie przestrzenne 10-o latka potrafi zrobić z mieszkania rozległą galaktykę, a uciekający po mieszkaniu klon jest doskonałym celem do gonienia dla 10-o letniego rebelianta w gwiezdnym myśliwcu (czyt. ganiam psa biegutkiem po chałupie). Wszystko było pięknie, siły dobra prawie zwyciężyły dopóki nie wbiegłem do kuchni i na wirażu nie zahaczyłem o gar z gotującym się rosołem. Nie trudno przewidzieć że wrzątek znalazł się na mnie (na całym brzuchu i boku). Rozdarłem się niemiłosiernie i zostałem szybko zaciągnięty do wanny i zalany zimną wodą. Byłem w ciężkim szoku, krzyczałem że umieram, ale zauważyłem skórę z kurczaka na moim purpurowym juz brzuchu. Postanowiłem ją zdjąć bo przecież to niedobrze tak na ranie...
Jakież było moje zdziwienie gdy w pewnym momencie skóra zaczęła jakby ciężej schodzić i pojawiła się krew... W tym czasie prawdziwą skórę z kurczaka pałaszował ze smakiem pies.
Przez następne 3 miesiące chodziłem codziennie na zmiany opatrunków itp itd, a po miesiącu dostałem jeszcze ospy...
Po 15-u latach blizny wielkości 2 kartek formatu A4 już nie widać.

by Kisiodefekt @

* * * * *

WD-40

WD-40 to świetny preparat, przydaje się w domu i zagrodzie. Kilkanaście lat temu był już dostępny w Polsce i niechcący udało mi się przetestować jego właściwości smarujące. To było w wakacje 1993 r. Ja i 2 moich ciotecznych braci byliśmy u babci, wszyscy mięliśmy rowery górskie. Przed wycieczką rowerową, znalazłem w garażu dziadka ten magiczny preparat i postanowiłem psiknąć sobie na łańcuch i przerzutki. Jeden z braci też chciał, ale mi popadł, więc dostał solidną porcję, lecz na tylne klocki hamulcowe.
Wyraz jego twarzy, gdy przelatywał przez kierownicę przy pierwszym ostrym hamowaniu mam do dziś przed oczami.
P.S. Nic sobie nie połamał, i już się nie gniewa.

by Yattaman

* * * * *

REKONSTRUKCJA BITWY

Wiele, wiele lat temu, jakaś czwarta klasa podstawówki. Jestem chory, sam w domu. Słowem - nuda. Przeżywałem właśnie etap fascynacji wojskowością, więc nader często przeprowadzałem rekonstrukcje bitew na podłodze, przy użyciu żołnierzyków i modeli pojazdów bojowych. W związku z wyjątkową nudą postanowiłem uatrakcyjnić i, w moim przekonaniu urealnić, odtwarzaną bitwę, a był to chyba Tobruk czy El-Alamejn, poprzez wprowadzenie czynnika dynamicznego w postaci ognia. Na pastwę płomieni wydany został kartonowy model czołgu z Małego Modelarza, pamiętam jak dziś - Renault R-35. No i super. Zabawa nabrała rozmachu, czołg płonął żywym ogniem, trup wśród żołnierzyków słał się gęsto, nasi wygrali. Ale ponieważ wszystko co dobre ma swój koniec w którymś momencie czołg się wypalił do cna i było po zabawie. A po zabawie trzeba niestety posprzątać. Chciałem zamieść zwęglony wrak z podłogi i przeżyłem bardzo przykre zdziwienie. Czołg płonąc roztopił linoleum na którym stał i jego szczątki gustownie wtopiły się w wykładzinę, oczywiście centralnie na środku mojego pokoju. Sytuacja stała się krytyczna, gdy okazało się, że do powrotu rodzicieli jest jakieś pół godziny. Podjąłem szybką decyzję: za pomocą młotka i dłuta z szafy narzędziowej ojca wyciąłem elegancki prostokąt linoleum z wtopionym wrakiem i niezwłocznie wywaliłem do zsypu. Nadal jednak istniał dość poważny problem wielkiej dziury w wykładzinie na samym środku pokoju. Postanowiłem temu zaradzić wklejając tam odpowiedni kształtem kawałek, a na szczęcie wykładzina nie miał regularnego wzoru, więc powinno się udać. Pojawił się jednak problem skąd pozyskać taki kawałek. Ale mój geniusz znów się odezwał, niezwłocznie odsunąłem szafkę na buty w przedpokoju, gdzie była taka sama wykładzina i wyciąłem odpowiedni kawałek, który wkleiłem za pomocą butaprenu w swoim pokoju, po czym zasymulowałem ciężki nawrót choroby, aby odwrócić uwagę od podłogi. Wyszło super, tak mi się przynajmniej wydawało. Do czasu.
Następnego dnia rodzicielka moja myjąc podłogi zauważyła że coś jest nie tak, ale bohatersko wyparłem się jakichkolwiek manipulacji przy wykładzinie i twardo utrzymywałem, że tak już było. Matka dała się skołować, a ojca szczęśliwie nie było. Moje szczęście trwało około 7 minut, kiedy to w ramach dalszych porządków nie odsunięto szafki na buty. Oczywiście w tym momencie właśnie wrócił ojciec...
Oszczędzę tu opisu fatalnych zajść jakie miały potem miejsce, ale konkludując mieliśmy szybko nową wykładzinę w przedpokoju i u mnie, a ja już nie rekonstruowałem bitew.

by Vonbytkow

* * * * *

PODNIÓSŁ KONIKA

Miałem wtedy 10 lat. Zabawy pod blokiem z kolegą, 5 lat ode mnie starszym. Szybko nam się znudziła piłka, no to kolega zaczął się do domu zbierać. Ja zostałem na dworze. Z nudów chciałem sobie podnieść konika (nie taki jak teraz, drewniany wbity w ziemię) - kawał żelastwa, stalowa rama, obciążone ładnie. Ważyło to z 20kg. No to próbuje to normalnie podnieść - ani mowy. No to inaczej - na plecy. Nic. Uwiesiłem się więc na nim, od boku. Szarpnąłem tylko raz. 20 kilogramowy konik spadł mi na głowę. Nie wiem, na ile zemdlałem, ale pamiętam, że jak już się ocknąłem, to wołałem kolegę. W końcu dwóch sąsiadów mnie wreszcie wyciągnęło i prowadzi do domu. Heh, chwytam się za głowę - krew! Panika dopiero teraz się zaczęła. Cała twarz we krwi, bluzka we krwi, ręce też. Słyszę, jak świętej pamięci już, sąsiadka mówi, że "Bozia ukarała". Ok, zaprowadzili mnie do domu, uspokoili, sąsiedzi do domu się zlecieli, i trzymają mnie w kibelku. Tak po 5 minutach mówię do mamy, że wolałbym się położyć. No to się kładę. Jak mamusia kochana pokazała mi cały ręcznik we krwi, mówiąc "patrz, to twoje", to zemdlałem. Nawet szyć nie trzeba było. Ale bliznę na 1cm mam do dziś, jakieś 4 cm od lewego oka. A kolega, to pobiegł po mojego tatę do garażu. Ogólnie, jakieś 3 tygodnie z opatrunkiem na czole, i tyle. Ale wspomnienia zostaną.

by Krycki @

* * * * *

WSAD

4 klasa podstawówki. Zawody przed jakimś turniejem w kosza były na dworze. No to kumpel szpanuje, jak wysoko on to do kosza wyskoczy, i "wsad" zrobi. Któryś z kolei skok. Złapał się obręczy, a że za mocno się wybił, skręcił nadgarstek, który trzymał kosz (wtedy były one obniżone dla naszych potrzeb). No to leci i niefortunnie, na tym samym wylądował. Wstaje, leci do mnie z tekstem "Ręke se złamałem, Boże, złamałem!" Zaprowadzam go do kanciapy z wuefistami. No i czekam. Wrzask. Nastawili mu złamanie w nadgarstku, wykręcając skręcenie. Dalej już było pogotowie. Nie pamiętam, jaka była konkretnie diagnoza, ale gips to z 4 miesiące nosił.

by Krycki @

* * * * *

JEDYNA POCIECHA

Zdarzenie to miało miejsce gdy miałem jakieś 6 lat, czyli w najlepszych latach mojego życia - wczesnej młodości. Otóż bawiłem się z sąsiadem w "kto rzuci dalej", a gdy skończyły się kamienie, znaleźliśmy takie cienkie, stare, zardzewiałe płytki do transformatora w kształcie litery E. Rzucaliśmy je na podwórko sąsiada, ale że los tak chciał, jedna, wyrzucona przez mojego rok młodszego kolegę, nie trafiła na owe podwórko lecz prosto w moje czoło, 2cm nad okiem. Nic nie poczułem, oprócz przestraszonego wzroku znajomego. Jak się później dowiedziałem, po przyjeździe od lekarza, mój kolega pobiegł do domu, skrył się w kącie i zaczął płakać, że teraz zabierze go policja i pójdzie do więzienia.
No cóż, postanowiłem mu wybaczyć, w końcu to mój dobry kumpel (mimo tego, że ranę mam do dziś). Następnego dnia wzięliśmy się za budowę drabiny, ale oczywiście z braku wykształcenia wyższego nie zdawaliśmy sobie sprawy, że szczeble trzeba powkładać DO pionowych styli i poprzybijaliśmy je tylko gwoździami. Jakież było moje zdumienie, gdy po wejściu na 4 szczebel gwóźdź nie wytrzymał i złamał się, jednocześnie skazując mnie na szybki lot na ziemię i robiąc mi wielką ranę na udzie. Krew, jak dzień wcześniej, zaczęła lecieć ciurkiem. Z płaczem pobiegłem do domu, a że mieszkam na wsi, to jeszcze mój kogut zaczął podczas biegu dziobać mnie w ranę.
Dwa dni - dwie rany, obie zostały do dziś. Z tego wszystkiego jedyną pozytywną rzeczą był smaczny rosół domowej roboty w następną niedzielę.

by Errol

* * * * *

NIE WCELOWAŁ

Miałem wtedy jakieś 5 lat. Siedziałem w salonie i oglądałem jakiś program dla dzieci. Moja mama zrobiła mi kanapki i zostawiła w kuchni. Między salonem a kuchnia jest jeszcze korytarz około 6 metrowy. Oczywiście nie wziąłem tych kanapek do salonu. Więc pobiegłem do kuchni. Ugryzłem kawałek i z powrotem do salonu żeby nie przegapić ani jednej sekundy. I tak kilka razy. Za ostatnim razem jak biegłem do salonu nie trafiłem w otwór na drzwi. Uderzyłem głową w framugę. Framuga była oczywiście metalowa. Na początku nie wiedziałem co się dzieje. Matka jeszcze wtedy umyła włosy i jak wyszła i mnie zobaczyła to zaczęła krzyczeć i się szybko ubierać. Jak zobaczyłem się w lustrze to omal nie zemdlałem. Miałem otwartą ranę na czole na jakieś 3 cm długości i 0,5 cm szerokości (pamiętam to jak przez mgłę). Kiedy pojechaliśmy do szpitala Pan doktor stwierdził ze nie będzie mnie zszywał bo mam za ładną buzie i zakleił tą ranę plastrami. Teraz mam pokaźną bliznę na czole.

by Nowickp @

* * * * *

PIĘKNE RZĘSY

Parę lat temu moja mama opowiedziała mi jak bardzo chciała miec długie i piękne rzęsy. Mając lat 10 usłyszała, że jak się obetnie włosy to rosną grubsze i ciemniejsze, myślała że jest tak również z rzęsami. Pewnego dnia dorwała babci nożyczki i przed lusterkiem obcięła sobie rzęsy.... rano kiedy wstawało wystraszyła się dlaczego nie może otworzyć oczu!! okazało się że powieki się skleiły tzw. "ropą". Niestety dopóki rzęsy nie odrosły musiała często przemywać sobie oczy i powieki naparem z rumianku.

by Just1978 @

* * * * *

KÓŁKO CHEMICZNE

Było to gdzieś w połowie szkoły podstawowej, gdy w programie nauczania pojawia się chemia. Tajemnicza gałąź nauki natychmiast zawładnęła umysłami kilku moich kolegów. Rozwiązywać równania chemiczne potrafiłem aczkolwiek nie wzięło mnie i nie zostałem uczestnikiem tajemnej sekty uczestniczącej w misteriach Kółka Chemicznego. Czasem widywałem kolegów, gdy znikali po zajęciach w sali chemicznej gdzie dokonywali tajemnych przemian, poszukiwań Kamieni Filozoficznych, transmutacji lub zwykłego utleniania rożnych substancji. Któregoś dnia kilku uczestników kółka chemicznego nie pojawiło się rano w szkole. Chemica biegała z ogniem w oczach, a niektórzy wtajemniczeni opowiadali straszliwe wydarzenia z poprzedniego dnia. Otóż jak zwykle alchemicy zostali z chemicą na zajęciach kółka. Pani postanowiła pokazać im jakieś ciekawe doświadczenie mające na celu wytworzyć niegroźny związek chemiczny, który strzelał radośnie rzucony na ziemie. Moi szanowni koledzy postanowili wytworzyć tego trochę więcej. Po zajęciach, żeby się nie zmarnowało, zabrali to do domu. Do mieszkania jednak nie doszli. Niesione w menzurkach środki pirotechniczne, tak niegroźne w małych ilościach, wyp.....ly z hukiem i siłą godna ręcznego granatu na klatce schodowej bloku w którym mieszkał jeden z moich kolegów. Dym, rozmazana krew poranionych, odłamki szkła. Po zajęciach pobiegłem zobaczyć tą klatkę schodową. Dym się rozwiał, szkło już zamiecione, ale rozmazane ślady krwi i poharatana okleina drzwi świadczyły, że apokalipsa miała miejsce. Efekt: poranione ręce, twarze (o dziwo nikt nie stracił wzroku), trochę strat materialnych, zawieszenie działalności kolka chemicznego i nagana dla nauczycielki.

by Fmj @

* * * * *

DUCH REWOLUCJI

Kiedyś (jeszcze jak podstawówka miała 8 klas - my w 5) z kumplem obejrzeliśmy filmik o Che Guevarze. Ponieważ kumpel miał trochę źle w głowie , po projekcji filmu zaczął biec na podwórko (byliśmy na II piętrze) twierdząc że "niesie go duch rewolucji i Che Guevary!"
Widocznie Che chciał sobie poleżeć trochę w szpitalu, bo kumpel niefortunnie przewrócił się na schodach - złamana rączka + wstrząs mózgu (leciał jak kubańskie auto z lat 60). Ale prawdziwy duch rewolucji nigdy go nie opuścił. Po paru dniach dokuśtykał do pani w recepcji i poprosił wypisanie bo "towarzysze w lesie go potrzebują!"
Polewkę miał cały szpital..

by DonWasyl

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!



Oglądany: 27941x | Komentarzy: 7 | Okejek: 45 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało