Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Jak Asus zapracował na to, żeby go szkalować w internecie. I dlaczego ludzie się ze mnie i z tego śmieją

57 570  
934   245  
Był 19 października 2018 roku, kiedy zdecydowałem, że jako człowiek sporo podróżujący oraz potrzebujący akurat mobilnego internetu, zamówię sobie na szybkości jakiegoś laptopa z internetem. Wpadłem na stronę PLAY, zobaczyłem, że mają małego laptopa w ofercie i zamówiłem.
Na tym Asusie powstało dużo contentu na Joe

Tym sposobem stałem się posiadaczem wygodnego, niezbyt potężnego, ale w pełni wystarczającego laptopa Asus ux360, który miał świetny ekran widoczny w każdych warunkach (bardzo jasny, błyszczący, z rozdzielczością 3200 x 1800 px na 13 calach), składał się do formy tabletu itd. Dla osoby, która pisze sobie teksty i przegląda źródła w autobusie albo tanim samolocie, mały składany laptop to złoto, bo wiadomo, ile w tanich lotach jest miejsca na kolanach — większość laptopów nie da się nawet rozłożyć.

No ale zaczął się psuć

W 2020 roku z komputerem zaczęły się kłopoty, więc znając łańcuch kontaktu serwisowego, odezwałem się bezpośrednio do Asusa z prośbą o przyjęcie ode mnie zgłoszenia gwarancyjnego. Na infolinii dostałem informację, że jeśli kupiłem w Playu, to muszę iść z tym do Play. Wydało mi się to dość dziwne, ale poszedłem do punktu Play i złożyłem reklamację, załączając kartkę z listą uwag.

Lista uwag:
  • Obraz na ekranie „zamraża się” i jedyną możliwością poprawy jest wyłączenie i włączenie sprzętu
  • Ekran wyłącza się i włącza z różną częstotliwością, nawet kilka razy na sekundę.
  • Ekran „sam się dotyka” – podczas używania widzę, jak na ekranie dotykowym pojawiają się punkty, jakbym go dotknął, kiedy wcale go nie dotykam.
  • Łączność Bluetooth przerywa pomimo niedużej odległości i bezruchu urządzeń.
  • Łączność WiFi przerywa.
  • Touchpad w zależności od położenia laptopa działa lub nie.
  • Po podłączeniu zasilacza ładowanie przerywa nawet kilka razy na sekundę, co uniemożliwia załadowanie baterii do pełna.
Nie trzeba być tytanem w kwestiach sprzętowych, żeby zrozumieć, że to nie kwestia niedokręconej śrubki czy jakiegoś drobiazgu do wymiany, a najpewniej chodzi m.in. o uszkodzenie płyty głównej, którą w serwisie w takich urządzeniach po prostu się wymienia. Być może to samo z matrycą, ale nie wyrokujmy. Wiem, że serwisy z jakiegoś względu nie lubią wymieniać płyt głównych, a już w szczególności całych urządzeń, i wolą zrzucić winę na użytkownika, ale w tym przypadku raczej ciężko byłoby to zrobić, tym bardziej że laptop z wierzchu był w stanie idealnym.

Laptopa do Play oddałem 8 września 2020 r.

Pierwsza informacja od serwisu

11 września 2020 r. pracownik serwisu zadzwonił do mnie i powiedział, że ponieważ problemem w laptopie jest zużyta bateria, na którą jest tylko 6 miesięcy gwarancji, to mogę się zgodzić na wymianę za 600 zł + robocizna + przesyłka lub się nie zgodzić.

Poprosiłem więc o informację, czy laptop był w serwisie testowany. No ale czego mogłem się spodziewać, pan zapewnił mnie, że wszystkie testy serwisowe przeszedł prawidłowo i że potwierdzono jedynie zgłaszany problem z baterią. Poprosiłem więc o odczytanie, jakie problemy są przypisane do sprawdzenia w tym laptopie.

„Bateria nie ładuje się do końca”.

Oczywiście tego się trochę spodziewałem, że moja lista uwag i litania do Asusa została zignorowana przez pracownika w Play i wpisał tylko drugie pół zdania z ostatniego punktu. Dlatego też do pudła z laptopem załączyłem listę problemów na kartce, ale widać, została zignorowana przez serwis.

Próbowałem więc przekonać pana z Asusa, żeby jednak sprawdzili ten sprzęt, bo z nim jest cała masa problemów, ale był nieugięty i postawił sprawę jasno – albo chcę wymianę baterii, albo nie. Nie chciałem. Pan powiedział, że nie to nie i tyle było po naszej rozmowie.

Kontakt z Play

Chwilę później skontaktował się ze mną pan z Play, informując, że muszę zapłacić za zwrot laptopa z serwisu i że dostał fakturę. Poprosiłem o przesłanie do mnie maila z tą rewelacją.


Tego samego dnia odezwałem się więc z tym bezpośrednio do Asusa i po weekendzie dostałem stanowczą odpowiedź, że żadnych problemów nie ma.

Problemów nie znaleziono – a to pech

Doskonale znamy te sytuacje, w których coś nam uparcie nie działa, a kiedy tylko prosimy kogoś o to, żeby to sprawdził, to nagle wszystko jest okej. To wręcz obowiązujące prawo wszechświata, więc pomyśleć by można, że podobnie mogło być i w tym przypadku. No ale nie w przypadku takiej liczby problemów.
W tym miejscu co kilka dni dzwoniłem do osób, do których miałem kontakt i prosiłem o jakieś wyjaśnienie tej sytuacji i naprawę tematu. Zrozumiałem, że ponieważ komputer zgłosiłem we wrześniu, a gwarancja kończyła się 21 października, to nieuznanie mojej reklamacji, a następnie przetrzymanie laptopa, spowoduje, że gwarancja się skończy i problem oficjalnego serwisu Asus się rozwiąże.

Hola, hola, ale przecież gwarancja sprzętu przedłużana jest na czas naprawy, prawda? Otóż dzieje się tak jedynie w przypadku naprawy gwarancyjnej, więc jeśli serwis uparcie będzie twierdzić, że nie ma żadnej podstawy do naprawy gwarancyjnej, to ten pobyt w serwisie nie przedłuża gwarancji.

Komputer do mnie wrócił

Komputer wrócił do salonu Play 27 listopada, a ja odebrałem go 1 grudnia. Po wyjęciu go z pudełka od razu napisałem wiadomość do Asusa, że nic nie zostało naprawione. Oto odpowiedź:


W skrócie mówiąc: wszystko jest git, wyczyściliśmy wiatraczek, przeinstalowaliśmy system i wszystko gra.

To teraz poproszę o fanfary: ten komputer ma szczelną obudowę i pasywne chłodzenie (nie ma wiatraczka), co oznacza, że tam nawet nie ma czego czyścić z kurzu w chłodzeniu. System po powrocie nie był przeinstalowany, był taki, jaki oddałem. Sama bateria nadal działała doskonale, był natomiast wciąż problem z ładowaniem na ładowarce (do serwisu spakowałem też moją ładowarkę).
Ponadto sprawdziłem logi systemowe i komputer podczas pobytu w serwisie był włączony jedynie przez jakieś 30 minut. Mamy więc tu niesamowite zakrzywianie rzeczywistości przy tym, co mówi serwis, a co mówię ja. Wiadomo, to są moje słowa przeciwko słowom producenta, więc na papierze każdy z nas ma taką samą rację.


Po wykazaniu, że serwis poleciał w kulki, pan z Asusa poprosił o ponowne przesłanie komputera do serwisu. Tak też się stało. To był 1 grudnia 2020 r.

Druga wizyta w serwisie

Laptop ostatecznie został przyjęty w serwisie 11 grudnia 2020 r.


Zostałem przez wszystkich zapewniony, że pomimo że gwarancja się już skończyła, to ten przypadek zostanie bardzo indywidualnie potraktowany i wszystkie problemy podlegające gwarancji zostaną naprawione na koszt producenta. No i super, człowiek wreszcie zadowolony. Pokłócił się, pokłócił, ale się wykłócił.

Diagnoza drugiego serwisu

Już po dwóch tygodniach dostałem znajomo wyglądającą wiadomość:


Znów „posiada usterki nie objęte* warunkami gwarancji” i znów trzeba płacić, tym razem jednak kwota się zwiększyła.
* – tak, powinno się pisać „nieobjęte”

W tym miejscu postanowiłem nie płacić i kręcić gównoburzę dalej, choć doskonale rozumiałem, że przegrałem, bo znów mamy słowo vs słowo, a oni mają mój sprzęt, który w dodatku jest po gwarancji, więc nawet jeśli wykażę, że jest zepsuty, no to sorry, nie można udowodnić, że wcześniej też był zepsuty.

Jeśli przegrałem z serwisem, no to hulaj dusza, piekła nie ma. Mogę odpalać wrotki, więc napisałem im, że rzeczywiście jestem skończonym idiotą i komputer przecież na pewno jest sprawny, tylko mi się wydawało, ale jeśli jest tak, że u mnie nie działa, a dla nich jest super, to niech sobie z niego korzystają. Chyba przystali, bo nie odpisywali, ale po jakimś czasie przypomniałem sobie o tym, że mój laptop imprezuje sobie w serwisie, więc z sentymentu się odezwałem.


Tak więc zaproponowano mi darmowy zwrot nienaprawionego laptopa, z którym wszystko jest w porządku.
Teraz chciałbym dobitniej pokazać, dlaczego tak bardzo irytowała mnie postawa Asusa w temacie tego laptopa i tego, że wszystko jest z nim w porządku.

https://youtu.be/i069SoA6q2U?si=1UuQCNFRT8wtOAmq

Tak działał mega sprawny laptop po powrocie z serwisu Asusa

Mam nadzieję, że wszyscy rozumiemy w tym miejscu moje nawet nie rozgoryczenie, tylko absolutne poirytowanie przełamane nerwowym chichotem w związku z tą obsługą.

Nadmienię jeszcze, że przy poprzedniej wizycie w serwisie sprawdziłem tzw. logi systemu, dzięki czemu mogłem wykazać im potem w mailach, że robią ze mnie idiotę i kompletnie nic z komputerem nie robili poza włączeniem i wyłączeniem. Kompletnie nic więcej. I to serwis – oficjalny serwis dużego producenta. Nic. To raczej o czymś świadczy, bo pewnie doskonale wiedzieli, jaki jest problem, więc nie musieli nawet go sprawdzać.

Po powrocie z drugiego serwisu w logach systemowych dało się sprawdzić tylko jedną rzecz – czyszczenie dziennika. Tym razem serwisant przed odesłaniem laptopa usunął logi systemowe, żebym nie mógł drugi raz sprawdzić, jak bardzo niczego nie zrobili z laptopem.


Obsługa Asusa nadal kłamie i to całkiem perfidnie, że komputer w ogóle był serwisowany, że w ogóle cokolwiek z nim zrobili i że nie widzą żadnego problemu.

Z ciekawości rozkręciłem komputer i sprawdziłem, że: nie było w nim śladu po żadnym czyszczeniu. Z wyjętą baterią działał tak samo jak z tą, która ich zdaniem jest odpowiedzialna za wszelkie problemy z wyświetlaczem i całą resztą. Cóż, peszek.

Postanowiłem więc odnaleźć dokładny adres serwisu, który obsługiwał moje zgłoszenie i dodzwoniłem się do nich. Jako anonimowy klient poprosiłem o informację, czy mógłbym prosić o odpłatną naprawę laptopa pogwarancyjnego, opowiedziałem jaki to laptop i jaki to problem. Pan w słuchawce powiedział, że to znany problem i że oni tego nie zrobią, a i tak nie mają części, żeby to naprawić, więc nie ma co próbować.

Jest dokładnie tak, jak czytasz – pracownik serwisu, który rżnie głupa, że laptop jest sprawny, zna problem tych laptopów i mówi, że nie naprawiają ich, bo nie mają części. Co wydaje mi się nieco głębszym problemem, bo usterka pewnie wystąpiła nie tylko u mnie, ale też u wielu innych osób. Czy im też zaproponowano wymianę baterii? Pewnie tak. Czy przeciągnięto ich komputery tak długo, żeby skończyła się gwarancja? Można się domyślać. Czy Asus i jego serwis rżnęli głupa, żeby nie naprawić serii wadliwych laptopów i nie ponieść finansowych konsekwencji? Zdecydowanie: na to wygląda.

Nie mamy pana płaszcza

Na sam koniec nasze ostatnie maile z Asusem. Ja wysyłam dowody na to, że odesłali niesprawny sprzęt…


…a Asus mówi, że mogę go wysłać jeszcze raz do serwisu, a oni jeszcze raz nie znajdą usterki. No i co nam pan zrobisz? Powiem szczerze, że ich nieprzejednana postawa sprawiła, że nawet mi się coś tak pozytywnie odkleiło w mózgu i stwierdziłem, że dam już tym biednym ludziom z serwisu i kontaktu spokój, bo w końcu jak przełożeni każą im kłamać, żeby tylko spełnić jakieś tam wymogi umów z Asusem i nie popłynąć z hajsem, no to nie ich wina, a pracę, pomimo że haniebną, to pewnie chcą zachować.

Asus, Asus, ty…

Mniej więcej w tym miejscu zaczęła się moja przygoda ze szkalowaniem Asusa w internecie. Komputer był według Asusa w pełni funkcjonalny, ale w rzeczywistości nie dało się z niego korzystać jak z komputera, więc od tej pory publikowałem na ich social mediach dokumentację zdjęciową mojego w pełni sprawnego Asusa, pisząc przy okazji, że jest super i że tak jak pisali, jest mega sprawny i świetnie daje radę i jest super. Mówiłem już, że jest super?

Mój Asus dawał radę jako np. taca do podawania wódki na imprezie, deska do krojenia, podkładka pod gorący garnek, a nawet został samolotem z papieru i wyleciał przez okno z drugiego piętra, etc., etc. Większość z tych zdjęć i filmów nie zachowała się, ponieważ Asus wszystko usuwał. No ale nie na tyle szybko, żeby ludzie nie zdążyli zauważyć, więc po jakimś czasie każdy mój komentarz pod postami związanymi z Asusem stawał się doceniany.


W tamtej chwili stwierdziłem, że więcej radości da mi ta wesoła zabawa z Asusem w internecie niż dalsze kopanie się z tym koniem, dlatego moje wpisy pojawiały się dość regularnie. Kiedy Asus reklamował jakiś nowy sprzęt, zwracając uwagę na konkretne rozwiązanie, np. działający wyświetlacz, to wysłałem tam film z niedziałającym wyświetlaczem. Jak było o łączności, to wysyłałem film z przerywającym bluetooth itd., itp., a Asus raz na jakiś czas to usuwał.

W którymś miejscu wpadłem też na pomysł napisania krótkiego opowiadania w stylu internetowej pasty, które można by było przeklejać pod dowolny post Asusa. Tak też zrobiłem i w ten sposób powstał ten komentarz opowiadający historię o człowieku z laptopem i małą, białą myszką, który poszukiwał sam siebie:
Opowiem życiową historię, w której największą rolę zagrał Państwa produkt. Dziękuję Pan Asus za odkrycie swojego ja.
Kiedyś byłem mało pewnym siebie nastolatkiem. Wiecie, dokładnie tak jak ludzie „śmieją się” z introwertyków, że jak wychodziłem do szkoły, to stałem pod drzwiami i czekałem, aż sąsiedzi przejdą po klatce, żeby nie musieć mówić im dzień dobry. Z czasem można przyzwyczaić się do tego, że jest się aspołecznym gnojkiem, ale w końcu w dorosłym życiu czasem może zacząć to uwierać. Postanowiłem wziąć się za siebie i ćwiczyć w miarę możliwości hart swojego ducha, swoje podejście do świata. Kosztowało mnie to wiele wysiłku, poświęcenia i samozaparcia. Praca była długa i ciężka, a efekty nadal nie były na tyle dobre, żeby mnie zadowolić. Chciałem więcej i lepiej, dlatego postanowiłem wybrać się w pieszą wędrówkę. Po prostu wyszedłem z domu, aby w trakcie drogi zamknąć się samemu ze sobą we własnej głowie i odkryć swoje prawdziwe ja. Miałem ze sobą plecak, a w nim laptop, ładowarkę, dwie gruszki. Wziąłem też ze sobą moje zwierzątko – małą, białą myszkę, która siedziała mi podczas niemal całej drogi na ramieniu. Najpierw doszedłem do granicy miasta, ale odwróciłem się za siebie, spojrzałem na przekreślony znak z napisem „Wrocław” i poszedłem dalej. Do wieczora doszedłem do góry Ślęży – wszedłem na jej szczyt i rzeczywiście poczułem pewną spirytualną wibrację unoszącą się tu w powietrzu. Zdrzemnąłem się na chwilę i poszedłem dalej. W tym miejscu w mojej głowie powstał plan, który miał zapewnić mi odnalezienie siebie. Postanowiłem pójść dalej i tak, mocno skracając tę historię, 4 miesiące później znalazłem się w Tybecie. Tak, przeszedłem przez 4 miesiące kilka tysięcy kilometrów na piechotę z myszką na ramieniu. Po drodze podejmowałem się prostych prac, żeby zdobyć pieniądze. Spotkałem i poznałem wiele osób, od których przejmowałem ich życiową mądrość w trakcie długich rozmów. Jedno było w tym bardzo charakterystyczne – zauważyłem, że każda osoba w ten sam sposób reagowała na moją małą mysz siedzącą mi na ramieniu i zrozumiałem wtedy, że gdyby nie ona, byłbym zupełnie płaskim obiektem w przestrzeni. Już teraz byłem zupełnie przezroczysty, ponieważ nikt nie patrzył na mnie, a zawsze „przeze mnie” na moją małą mysz, która nie miała imienia. Wszystko miało zmienić się w Tybecie, gdzie spotkałem rosyjskojęzycznego Druza, który opowiedział mi o niewielkiej, górskiej samotni. Tak, dokładnie jak w książkach i filmach – wielka góra, przy szczycie niewielki domek, a w środku jeden, jedyny mnich, żywiący się chyba energia słoneczną, serio, nie wiem, jak on utrzymywał się przy życiu, ale mój kompan powiedział mi, że wielu z okolicznych mieszkańców wierzy w to, że mnich ten jest nieśmiertelny i ma co najmniej 200 lat. Cóż, wiara też jest tym, co potrafi „stwarzać” człowieka, pomyślałem, dlatego nie oceniałem ani tych osób, ani tej wiadomości. Po kilku dniach udało mi się do niego dotrzeć, akurat w tym momencie rozpętała się straszna śnieżyca, więc przejście ostatnich kilkuset metrów zajęło mi wiele godzin i kiedy doszedłem do samotni, byłem tak wyczerpany, że niemal traciłem świadomość. Lodowaty, odbierający siły wiatr wdzierał się wszędzie, więc przed drzwiami do samotni po prostu padłem na kolana, mysz wbiegła mi pod bluzę na pierś, a ja uniosłem tylko dłoń, i zapukałem. Uniosłem oczy. Drzwi otworzył mi mnich, który ku mojemu zaskoczeniu wyglądał jak zadbany pięćdziesięciolatek, a nie jak dwustuletni kawałek skóry. Wyciągnął do mnie rękę, tak jakby chciał mi ją podać i mnie podnieść, jednak tylko wykonał nią ruch w powietrzu i poczułem, jakby coś mnie uniosło. Wstałem i postąpiłem trzy kroki w przód. Mnich nie odezwał się do mnie słowem, a ja usiadłem na podłodze, wypakowałem swoje rzeczy z plecaka i zacząłem z nim milczeć. To było niezwykłe przeżycie, poczułem się tak, jakby czas, może nie przestał istnieć, ale właśnie zaczął się zakrzywiać, rozciągać, ścieśniać, cofać. Odczucie było niezwykle mantryczne, jak lekka halucynacja. Kiedy się otrząsnąłem, zacząłem opowiadać mu o moim problemie po angielsku, mając nadzieję, że zrozumie. Opowiedziałem o swoich rozterkach, o tym, że czuję się nijaki, że jestem naiwny, że ludzie potrafią potraktować mnie w dowolny sposób, a ja, w głupiej ufności, robię z siebie idiotę i zupełnie nie rozumiem rządzących światem prawideł. Mnich wstał, zrobił bardzo twardą minę, przeciągnął kilka razy po swojej czarnej, długiej brodzie i nie spuszczając ze mnie wzroku, otworzył lewą dłoń, wskazując na moje rzeczy, które ułożyłem obok plecaka. Ścisnął nieco mocniej powieki i czystą angielszczyzną powiedział mi coś, co na zawsze wryło się w moją pamięć: młody człowieku, nawet moja moc jest tutaj bezradna, człowieku, spójrz tylko, ty kupiłeś laptop od Asusa, ty musisz być skończonym frajerem.
I miał rację – ten laptop jest zepsuty, a ja wysyłałem go do serwisu tylko po to, żeby usłyszeć od pracowników Asusa, że to ze mną jest coś nie tak, bo laptop jest okej. Jak ostatni frajer dałem się zrobić na parę tysięcy, zostałem potraktowany jak idiota i przy tym nikomu z Asusa nawet brew nie drgnęła. Będę to pamiętał do końca życia, dlatego nie polecam urządzeń Asusa i serwisu też.

Zgodnie z oczekiwaniami komentarz był przeklejany przez innych użytkowników pod inne posty Asusa.

Asus po moim działaniu dywersyjnym się zreflektował

Pewnego pięknego dnia (8 kwietnia 2021) zerkam na mojego mesendżera, a tam:


No radości nie było końca! W tym momencie sporo osób śledziło moje poczynania, więc zanim otworzyłem wiadomość, poinformowałem o tym, że w ogóle do mnie napisali. Wtedy powstał ten mem:


No ale nie było tak źle, poniżej wklejam to, co rzeczywiście napisali:


Owszem, wylałem swoją frustrację. Nie żałuję. Domyślałem się, że to zupełnie standardowa asusowa procedura nierobienia niczego, ale w zamian markowania jakichkolwiek działań, więc obiecałem dozgonne szkalowanie, jeśli nie naprawią sytuacji.

Aha.

Nazwałem rzeczy po imieniu, przyznaję. Odpowiedź była bardzo profesjonalna.


W ostatniej mojej wiadomości napisałem, że trudno będzie mnie zaskoczyć dalszym brakiem szacunku, ale dali radę. Po napisaniu mi, że wcale mnie nie szkalują i że to ja mam tylko takie wrażenie, bo Asus nie chcioł, nie wiedzioł… zbanowali mnie, więc nie mogłem odpisać już na ich wiadomość.

I w tym miejscu moja kariera śmieszka antyasusowego się w dużej mierze skończyła, bo dostałem bany na wszystkich profilach social media Asusa włącznie z profilami Asus ROG.

Asus po zbanowaniu mnie dodał też do każdego ze swoich profili regulamin użytkowania. Rozumiecie, regulamin użytkowania ich fanpage, w którym pisali, że nie wolno tam wypowiadać się negatywnie o Asusie ani nie wolno oceniać (!) ich produktów. Dziś ten regulamin poprawiono i wygląda tak:
ASUS reserves the right to remove all inappropriate or offensive comments on this page. All comments and images posted onto this page by third parties do not represent the opinions of ASUS, its employees or affiliates.

Tak więc 10 kwietnia 2021, dokładnie w 30 rocznicę przegrania przez Legię Pucharu Zdobywców Pucharów z Manchester United 1:3, powstał fanpage Codzienny status – czy mój komputer Asus jest w pełni sprawny? – na którym publikuję czasem info, czy Asus już naprawił Asusa.


W tym miejscu sprawa nabrała prywatnego charakteru, więc 11 lipca 2022 r. dostało się też Playowi, który wcale mi nie pomógł po tym, jak mi sprzedał tego Asusa.


Żartuję, Play po prostu miał mega złą obsługę klienta i co chwilę dopisywał mi fikcyjne pozycje na fakturach, więc każdą musiałem oglądać z trzech stron i prosić o korekty, które co prawda zawsze były uznawane, no ale bez przesady, ile można.

Jak ta historia się zakończyła?

Właściwie właśnie tak: Asus starym dziadem jest ze względu na to, jak mnie potraktował i starym dziadem pozostanie. W tamtym czasie byłem mega zajęty pracą, więc całą sytuację traktowałem jako coś zabawnego na odstresowanie. Laptop w efekcie został dość mocno zniszczony, więc została mi z niego właściwie tylko płyta główna i płytka ze złączami i teraz uwaga: po zdalnych testach płyta główna nadal sprawiała problemy, ale po dwukrotnym upieczeniu w piekarniku i paru innych zabiegach domowego spa dla niegrzecznych płytek Asusa, płyta główna działa lepiej, niż działała. Nie, że całkiem dobrze, ale jakby się uprzeć, to można by z niej zrobić sterownik do lampek choinkowych czy żarówki.

Macki Asusa, które chcą mnie upokorzyć, sięgają natomiast o wiele dalej, niż mogłoby się wydawać. W pierwszej pracy w tamtym czasie dostałem służbowego Asusa, moja narzeczona w nowej pracy dostała służbowego Asusa, a pomimo tego, że pozbyłem się telefonu i każdej umowy w Play, to UPC, w którym miałem internet, zostało wykupione przez Play i teraz mamy w domu Asusa, który łączy się z internetem przez Play.

Asus, przestań mi, kurczę, rodzinę prześladować!
14

Oglądany: 57570x | Komentarzy: 245 | Okejek: 934 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało