Amerykańscy turyści mówią, co ich najbardziej zaskoczyło podczas pobytu w europejskich miastach.
W większych miastach jest świetnie działająca komunikacja publiczna.
Nikt nie chodzi po domu w butach! Ludzie zaraz po wejściu do mieszkania zrzucają buty i wskakują w kapcie.
W miastach i miasteczkach można normalnie chodzić. Są szerokie chodniki, parki, a w centrum jest zazwyczaj jakiś deptak lub rynek.
Mają naprawdę sporo dni płatnego urlopu. Ja swój urlop (10 dni) wykorzystuję dopiero wtedy, kiedy jestem chory. U nas jeśli nie pracujesz, nie zarabiasz, nawet jeśli jesteś ciężko chory.
W centrum miast jest mnóstwo sklepików, restauracji i kawiarni. Zawsze też trafi się przynajmniej jeden zabytkowy budynek, który można zwiedzić. Można tam bardzo przyjemnie spędzić cały dzień.
Wszyscy chodzą na zakupy z własną torbą. Sklepikarze nie pakują każdego drobiazgu w plastikowy woreczek.
Darmowa podstawowa opieka lekarska i studia.
Frytki z majonezem! Pokochałam to połączenie podczas pobytu w Holandii.
Płatny, roczny urlop macierzyński. U nas nie ma na to szans.
Płatności internetowe, aplikacje do płacenia. W Europie wszystko śmiga i jest bardzo bezpieczne. U nas nadal płaci się czekami.
Ludzie piją alkohol w ciągu dnia. Na ławce w parku i na służbowym lunchu. Nie chleją, ale nie odmawiają sobie lampki wina czy małego piwa.
Prawie wszędzie można pospacerować, w lasach czy na mokradłach. Nie musisz się bać, że ktoś ci odstrzeli tyłek, bo wszedłeś na jego teren.
Płatne toalety. To u nas nie do pomyślenia.
Ronda, wszędzie ronda. Przyznam się, że nigdy nie wiem, czy zjadę z nich tam, gdzie zamierzałem.
Telefony bez blokady. Przy zmianie operatora po prostu wkładasz do aparatu nową kartę SIM. Nawet możesz zachować swój stary numer.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą