W dzisiejszym odcinku poczekamy sobie w kolejce po węgiel, Jarosław Kaczyński podpowie, czym mamy palić w piecach tej zimy, a pewna dziennikarka otrzyma pocztą rzekomo nowe spodnie, z brązową smugą na tyłku.
Źródło: RMF FM
Niektórym zapewne przypomną się czasy PRL-u, gdzie trzeba
było stać w długich kolejkach, aby otrzymać niektóre towary uważane wtedy za „luksusowe”.
W obecnych czasach zaraz po cukrze, oleju, a wcześniej papierze toaletowym, takim
towarem jest na pewno węgiel.
Polska Grupa Górnicza obniżyła niedawno limit jednorazowego zakupu węgla w swoim sklepie internetowym, co nie przyniosło niemal żadnego rezultatu, ponieważ węgiel ze sklepu znika niemal w tej samej chwili, w której się w nim pojawia. W związku z tym
ludzie robią, co mogą, aby mieć czym ogrzać swoje domy w trakcie nadchodzącej
zimy.
Jednym ze sposobów na zdobycie naszego "czarnego złota" jest ustawienie się w kolejce do biura kopalni
Janina w małopolskim Libiążu. Jak informuje
RMF FM, już przed godziną 6 rano
stało tam ponad 300 osób. Sprawa jednak nie jest taka prosta, jak mogłoby się
wydawać. Ponieważ „odstanie” swojego w jednej kolejce nie kończy się zdobyciem
węgla. To tak naprawdę dopiero początek.
Źródło: RMF FM
W pierwszej kolejce stoi się bowiem po specjalny kwit dla
kierowcy odbierającego dla nas węgiel. Dopiero później stoi się w kolejce po
wpisanie na listę oczekujących na węgiel. Następnie dostaje się SMS-a z
terminem (obecnie terminy są już na listopad), a potem przyjeżdża się po odbiór.
Są więc łącznie trzy kolejki, w których trzeba stać.
W Libiążu koczują osoby z całej Polski. Oczekujący
wyrobili sobie nawet specjalny system. Co kilka godzin odczytywana jest lista z
nazwiskami chętnych, a jeśli któreś z nazwisk się nie zgłosi, wylatuje z
kolejki. Właśnie dlatego ludzie siedzą tam na zmianę. Mężowie zamieniają się z
żonami itd. Ludzie śpią w samochodach, żeby móc kupić węgiel, który obecnie
kosztuje w kopalni Janina 1450 zł za tonę.
Prezes Prawa i Sprawiedliwości, Jarosław Kaczyński, chyba
znalazł rozwiązanie braku węgla w Polsce. W trakcie swojego wystąpienia w Nowym
Targu Kaczyński mówił m.in. o kryzysie energetycznym, który szczególnie mocno
odczujemy w trakcie nadchodzącej zimy.
Przede wszystkim prezes PiS zapewnił, że jego partia będzie
wysyłać apele do Unii Europejskiej z prośbą, aby Unia raczyła „tę sprawę
załatwić”. Do tego czasu Jarosław Kaczyński zalecił mieszkańcom, aby palili wszystkim,
co mają pod ręką, oczywiście z pewnymi wyjątkami:
Trzeba w tej chwili palić wszystkim, no może oczywiście poza
oponami czy tym podobnymi rzeczami, nie jakimiś rzeczami szkodliwymi, bo po
prostu Polska musi być ogrzana.
Mówił również, że w wielu miejscach przecież wciąż pali się
drewnem i tym drewnem należy palić, kiedy tylko się da i że nikomu to nie
przeszkadza (no, może poza osobami chorymi). Piękna zima nam się szykuje.
W najnowszej edycji Tańca z Gwiazdami uwagę wszystkich
zgromadzonych z pewnością przykuła pierwsza para jednopłciowa. Mowa oczywiście
o Jacku Jelonku, który znany jest szerszej publice z programu Prince Charming.
Oprócz niego na scenie występują również m.in. detektyw Rutkowski,
ukraińska piosenkarka Jamala oraz modelka, uczestniczka jednej z edycji
programu Top Model, Karolina Pisarek-Salla. Wbrew pozorom to ta ostatnia wzbudziła
w ostatnim czasie najwięcej kontrowersji.
Według regulaminu programu Taniec z Gwiazdami, osoby
mieszkające poza granicami Polski nie mogą głosować za pośrednictwem aplikacji
TzG. Modelka wyjawiła jednak w swoich mediach społecznościowych sposób, dzięki
któremu można obejść te ograniczenia:
Można wysyłać SMS-y z polskich numerów (max. 20 SMS-ów na
jeden numer) oraz oddać tylko jeden głos w aplikacji "Taniec z
gwiazdami" - mówiła. Głowiliśmy się, co z osobami, które są za granicą, bo
usłyszeliśmy, że za granicą nie można głosować i nasi obserwatorzy szybko
znaleźli na to sposób. Osoby mieszkające za granicą, które chcą wziąć udział w
głosowaniu, muszą zainstalować aplikację VPN i kliknąć lokalizację
"Polska". W ten sposób bardzo prawdopodobne, że aplikacja
"TzG" będzie działać i będzie można oddać swój głos. Nie wiem jak z
SMS-ami. Jak spróbujecie, to dajcie proszę znać, przekażę dalej. Więc nie ma
rzeczy nie do zrobienia.
Na krytykę nie trzeba było długo czekać. Internauci niemal
natychmiast dostrzegli, że celebrytka nakłania ich do łamania regulaminu programu
i oszukiwania. W odpowiedzi Pisarek-Salla stwierdziła, że to nawet nie był jej
pomysł, a podpatrzyła go u Ilony i Polacy mieszkający za granicą też powinni
mieć swoje prawa.
Zakupy w internecie są jak pudełko czekoladek. Nigdy nie
wiesz, czego się spodziewać. Dziennikarka
Suzanne Baum, która zamówiła swojemu synowi
nowe spodnie (za 18 funtów) w sklepie Asos, przekonała się o tym na własnej skórze.
Według opowieści Suzanne wszystko zaczęło się jeszcze przed
otwarciem paczki. Jej syn stwierdził, ze coś strasznie śmierdzi i to śmierdzi
tak, jakby ktoś się ze**ł. Początkowo podejrzewano, że to pies napaskudził na
dywan, jednak szybko odkryto, że zapach unosi się z paczki dostarczonej przez
kuriera. Paczki, w której znajdowały się zamówione z Asos spodnie.
Po otwarciu okazało się, że spodnie w kroczu posiadały
brązową smugę. Początkowo kobieta myślała, że to może ślad po długopisie,
jednak krótkie zaciągnięcie się zapachem wystarczyło, aby stwierdzić, iż z
pewnością nie jest to atrament.
Było to obrzydliwe doświadczenie zarówno dla kobiety, jak i
dla jej syna. Rozmiar plamy był ogromny, a wnętrze paczki było również
zapaskudzone. Suzanne była w szoku, ponieważ robiła zakupy w Asos od wielu lat
i nigdy nie przytrafiła im się najmniejsza wpadka, aż tu nagle coś takiego.
Kobieta przez długi czas próbowała wyjaśnić całą sprawę,
jednak w trakcie kolejnych 7 dni nie była nawet w stanie porozmawiać z żywym
człowiekiem z obsługi sklepu. Cały czas zatrzymywała się na ścianie botów.
Dopiero nagłośnienie całej afery przyniosło pożądany skutek.
Kierownictwo sklepu stwierdziło, iż nie ma pojęcia, jak coś
podobnego mogło spotkać ich klientkę. Przeprosili za zaistniałą sytuację i obiecali,
że zrobią wszystko, co w ich mocy, aby nic podobnego nie przytrafiło się nikomu
w przyszłości. Dodatkowo przekazali pełen zwrot pieniędzy oraz bon podarunkowy
w ramach przeprosin.
Do bardzo zabawnej sytuacji doszło w ostatnim czasie w
trakcie jednego z lotów linii
Southwest Airlines do Cabo w Meksyku. Pilot przez swój głośnik zwrócił się do pasażerów,
aby zaprzestali wysyłać nieznajomym nagie zdjęcia za pośrednictwem AirDrop-u
(funkcja bezprzewodowego udostępniania plików w systemie iOS), bo w przeciwnym
razie będzie musiał zawrócić samolot.
Maszyna oczywiście nie znajdowała się jeszcze w powietrzu,
tylko wciąż gdzieś na lotnisku, dlatego jego groźba brzmiała tym bardziej poważnie.
Pilot poinformował, że w całą sprawę zaangażowana będzie ochrona, wszyscy będą
musieli powrócić na lotnisko przez bramki i nici z wymarzonych wakacji w
Meksyku.
Wideo, na którym słychać groźby pilota, trafiło oczywiście
do sieci, gdzie większość potraktowała je z lekkim rozbawieniem. Niektórzy porównali
je nawet do tatusia, który grozi palcem swoim dzieciom, aby się uspokoiły, bo w
przeciwnym razie wszyscy wrócą do domu.
Tak naprawdę nie wiadomo, o co chodziło z tymi nudesami wysyłanymi
rzekomo przez AirDrop, jednak wszystko wskazuje na to, że ktokolwiek był za to
odpowiedzialny, przestraszył się gróźb i zaprzestał tego, co robi, ponieważ
samolot ostatecznie wystartował w kierunku Cabo.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą