Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Zdradzający mamę tata, kot wpadający w tarapaty i inne anonimowe opowieści

66 771  
185   54  
Dziś przeczytacie także m.in. o dziecięcym rozumowaniu, zapobiegawczej babci, spełnianiu swoich najskrytszych pragnień i dowiecie się, dlaczego pewna matka przeglądała strony dla dorosłych.

#1.


Miałam wtedy 5 lat i nie znałam jeszcze znaczenia słowa "na piechotę". Za to słowo "kościół" znałam aż za dobrze, bo rodzice co niedzielę mnie tam zabierali. Nudziło mi się tam niemiłosiernie, więc zawsze próbowałam się jakoś wykręcić. Dlatego gdy pewnej niedzieli usłyszałam jak tata pyta mamę "Czy jedziemy do kościoła, czy może idziemy na piechotę?", zaczęłam krzyczeć, że koniecznie musimy iść na piechotę.

Zatem poszliśmy. To była długa droga. W kółko pytałam mamę, czy idziemy na piechotę, a ona odpowiadała "No przecież właśnie idziemy". Ja oczywiście nie rozumiałam i szłam dalej przekonana, że ta cała "piechota" jest już niedaleko. Wszystko było lepsze od godziny spędzonej w kościele... Gdy moim oczom w końcu ukazał się "dom Boży" rozryczałam się i zarzuciłam rodzicom oszustwo. Krzyczałam, że mieliśmy pójść "na piechotę", a nie do kościoła i że nie ma mowy, abym tam weszła i że sama sobie pójdę na piechotę.

#2.

Od paru dni spędzam urlop u mojej babci, która mieszka w niewielkim miasteczku. Wczoraj zabrałem ją do kościoła. Postanowiłem zostać na mszy, aby móc zawieźć nestorkę mojego rodu do domu. Kiedy ksiądz powiedział „Przekażcie sobie znak pokoju”, ludzie zaczęli podawać sobie ręce. Mało nie przewróciłem się ze śmiechu, kiedy zobaczyłem, że babcia przed podaniem komuś dłoni obficie spryskiwała rękę zaskoczonej osoby jakimś środkiem antybakteryjnym, który wyjęła z torebki.

#3.

Kilka lat temu temu, gdy byłem w 2 klasie gimnazjum, rano, szykując się do szkoły, zastanawiałem się, jakie to jest uczucie chodzić w koronkowych majtkach... Więc wyciągnąłem z szuflady majteczki z koronki swojej mamy i założyłem. Postanowiłem, że pójdę w nich do szkoły, bo przecież i tak nikt się o tym nie dowie.

Przez pierwsze kilka lekcji było w porządku, dopóki na jednej z nich nie przyszła pielęgniarka. Okazało się, że są badania i musiałem się przy kolegach rozebrać do bielizny...

#4.


Nie dotarłem do pracy z powodu kota... To nie jest jedna z tych uroczych historii w stylu: "kot usiadł mi na kolanach i nie mogłem nic zrobić".

Standardowo wstałem o niebotycznej godzinie, wyszykowałem się, zabrałem cały swój podręczny biurowy osprzęt i zapakowałem się do samochodu. Jeszcze zanim przekręciłem kluczyk w stacyjce, moje oczy zaczęły piec i łzawić, a ja nie mogłem powstrzymać się przed kichaniem. Zdążyłem kątem oka zobaczyć kota (!) na tylnym siedzeniu w moim samochodzie, po czym zerwałem się z siedzenia i zatrzasnąłem za sobą drzwi z obcym kotem w środku.

Stałem tam jak debil, patrzyłem przez szybę na tego futrzaka (przysięgam, że się ze mnie śmiał) i dzwoniłem do szefa, żeby powiedzieć mu, że nie mogę dojechać do biura z powodu kota siedzącego w moim aucie. Następnego dnia pół biura śmiało się z tego, że "boję się zwykłego kotka".

#5.

Mój kot ma tendencję do pakowania się w karkołomne tarapaty. Dwa raz wyskoczył mi przez balkon z czwartego piętra, trzykrotnie wpadł pod samochód, raz zaklinował się w oknie rozszczelnionym do góry i kilkukrotnie został pogryziony przez psa. Za każdym razem nie miał nawet draśnięcia i wychodził ze swoich problemów praktycznie bez szwanku.
Wczoraj zasnęło mu się na parapecie, w wyniku czego spadł z wysokości 60 cm na dywan. Złamał sobie łapę i wybił kieł...

#6.


Codziennie przeglądałam stronę z "HUB" na końcu, dział "amatorskie". Nie po to, żeby sobie używać, ale z obawy, że znajdę tam nagrania mojej córki...

Przyznała mi się, że nagrywała (mając 17 lat) ostre filmiki ze swoim chłopakiem. Już sam ten fakt mną wstrząsnął, ale później przyznała mi się, że zgubiła telefon. Nie wie gdzie i kiedy... Wie tylko, że nie miała hasła do ekranu, "bo po co". Dzwoniłam dziesiątki tysięcy razy na jej telefon, ale nigdy nikt nie odebrał. W końcu telefon musiał paść.

Ciągle obawiałam się, że znajdę tam moją córkę w roli głównej. Przeglądałam internet godzinami. Porno opatrzyło mi się już strasznie...

Wtedy przychodzi ona, moja mała "gwiazdka porno" i mówi, że znalazła telefon - cały czas był pod jej własnym łóżkiem, ale że był wyciszony i ekranem do dołu, to nie rzucał się w oczy.

Najgorsze jest to, że nawet nie wiedziałam, że ma chłopaka. Gdy zaproponowałam, czy może by go przedstawiła, to się okazało, że to nie taki chłopak, a dorosły, 29-letni facet.

Życie bardzo brutalnie mnie uświadomiło, że matką roku to ja nie jestem.

#7.

Moja mama cierpi na stwardnienie rozsiane. Ta okropna choroba zabrała jej wolność, szczęście, władzę w ciele.
Obecnie większość czasu spędza w łóżku lub na wózku, nie rusza żadną częścią ciała, nawet głową. Musiała przejść tracheotomię, bardzo słabo mówi, ciężko jest się z nią porozumieć.
Mama potrzebuje opieki 24 na dobę, dużo czasu spędza z nią tata, dba o nią, przebiera, myje, karmi, podaje leki, zmienia pieluchy. Wiem, że bardzo mamę kocha.
Poza tym mama ma też opiekunkę, bo tata dużo pracuje i czasem wyjeżdża służbowo.
Ja też staram się pomagać przy mamie, ale chodzę jeszcze do szkoły, muszę się uczyć, chcę iść na studia, chciałabym po prostu mieć swoje własne życie.
Tata nie zmusza mnie do pomocy, ale i tak sama z siebie staram się przynajmniej raz dziennie nakarmić mamę, wziąć ją na spacer, czy po prostu posiedzieć z nią przed telewizorem.

Jakiś czas temu odkryłam coś niechcący. Mój tata zostawił telefon w salonie, a sam poszedł do łazienki. W tym czasie dostał wiadomość, więc odruchowo spojrzałam na ekran. Była to wiadomość od jakiejś kobiety, zaczynającą się słowami "Było wspaniale. Nie mogę się doczekać, kiedy znów cię zobaczę... ".
Nie weszłam w wiadomość, nie chciałam czytać dalej. Nie chcę wiedzieć, choć i tak jest to oczywiste.

Mój tata wciąż jest jeszcze młody, ma dopiero 40 lat, jest przystojny, inteligentny, zabawny, ma wiele talentów, między innymi gra na kilku instrumentach i pięknie śpiewa, maluje, fotografuje, komponuje muzykę.
Ze względu na mamę musiał zmienić swoje życie, wiem, że marzył o karierze muzycznej, grał nawet kiedyś w zespole rockowym, z którego musiał zrezygnować, gdy mama zachorowała.

Z jednej strony rozumiem mojego tatę. Czuje się samotny, zamknięty w świecie, który go unieszczęśliwia i męczy, poświęcił swoje życie chorej żonie. A przecież jest tylko człowiekiem, ma swoje potrzeby, ma uczucia.
Powiadomienie o tym mamy byłoby całkowicie głupie i bez sensu, bo jedynym efektem byłoby zranienie jej. Mama i tak nie może odejść, jest zdana na tatę i jego łaskę. Nie mogłaby mu nawet wykrzyczeć tego, co czuje.
Z tatą rozmawiać też nie zamierzam. Jeśli to jest to, czego on potrzebuje i jest to sposób, w jaki jest w stanie jakoś przez to wszystko przejść, to ja to rozumiem i akceptuję.

Chciałabym, żeby tata choć przez chwilę był szczęśliwy i mam nadzieję, że w tych chwilach z kochanką/ami właśnie tak się czuje. Wolny i szczęśliwy.

#8.

W lipcu brałam ślub kościelny. Z powodu błędu urzędnika w dokumencie o zdolności małżeńskiej w rubryce stanu cywilnego, nie mogliśmy zawrzeć ślubu konkordatowego i cywilny musieliśmy zawrzeć w późniejszym terminie. Ślub i wesele było piękne, lepsze niż sobie wymarzyłam! Miesiąc później ustaliliśmy z mężem datę ślubu cywilnego. Ślub to raczej tylko formalność, podpisanie dokumentu, ale ten dzień mieliśmy spędzić w przyjemny sposób. Nie mieliśmy już urlopu na miesiąc miodowy, więc była okazja, by chociaż trochę nadrobić. Bez rodziny, tylko my i nasz syn. Miało być fajne śniadanie, a po ślubie, wieczorem, romantyczna kolacja. Ogólnie rzecz biorąc miał być to dzień dla nas, dzień, by spędzić ze sobą czas, ponieważ oboje dużo pracujemy i rzadko mamy czas dla siebie. Jako że ja byłam główną organizatorką ślubu kościelnego i całego wesela, pozostawiłam mężowi organizację "naszego” dnia.

Dzień przed pytałam go, czy zarezerwował stolik w naszej ulubionej restauracji, ten jednak odparł, że niestety nie odbierają telefonu. Zaproponowałam by zadzwonił do innej restauracji i na tym temat się zakończył, ponieważ wyszłam z założenia, że się tym zajmie.

W dniu ślubu z samego rana przeglądał coś w telefonie i myślałam, że pewnie przegląda miejsca, gdzie możemy dziś wyjść, jakieś atrakcje etc. Około godziny 10:00 byłam trochę zdziwiona, prawie wcale się nie odzywał, a ja zajęłam się praniem. Kiedy zobaczył, że rozwieszam pranie, zajął się ponownie telefonem i położył na łóżku... Byłam w szoku. Myślałam, że mi powie "kochanie, to nasz dzień, zostaw to pranie, chodźmy na miasto na śniadanie lub chociaż kawę", liczyłam chociaż na pomoc z jego strony. Nic. Rozpłakałam się. Zdałam sobie również sprawę, że nie zamówił żadnej restauracji. Nie zorganizował nic...

Jeszcze nigdy w życiu nie byłam taka zawiedziona. Ja zawsze dawałam z siebie wszystko, a on nie potrafił zorganizować głupiego stolika. Na mój płacz zapytał zdziwiony o co chodzi, a mi nie mogło przez gardło przejść ani jedno słowo. Do urzędu stanu cywilnego zbierałam się ze łzami w oczach i przed urzędniczka z gulą w gardle z całych sił próbowałam powstrzymać płacz.
Po ślubie mój mąż zapytał się tylko ironicznie "To moja wina, że nie odbierali telefonu w restauracji?!".

Nie mogę się po tym pozbierać. Nie chodzi mi o restaurację, a o fakt, że nie zorganizował nic, że się nie postarał. To tak jakbym nie była dla niego warta zachodu, nic nie znaczyła. Nie zależało mu na tym, by zrobić mi przyjemność. By wymyślić coś oryginalnego, byśmy ten dzień równie dobrze zapamiętali jak ślub kościelny. Ślub bierze się raz w życiu i cywilny też miał być niezapomniany. To mu się udało! Tego dnia i przepłakanej nocy nigdy nie zapomnę...
39

Oglądany: 66771x | Komentarzy: 54 | Okejek: 185 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

09.05

08.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało