Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Sylvester Stallone - 74-letni gwiazdor kina akcji, który nadal wymiata!

53 412  
270   20  
Kiedy miałem jakieś osiem lat, dzięki życzliwości jedynego na naszym osiedlu posiadacza magnetowidu, miałem okazję zobaczyć jak charakterystyczny koks o zwisającej wardze robi na ekranie soczysty rozpierdziel. Dziś, po 30 latach, ten sam koks robi to nadal i trzeba przyznać, że jak na 74-letniego dziadka radzi sobie całkiem nieźle! Oto Sylvester Stallone – gość, który stworzył dwie najbardziej „męskie” franczyzy w historii kina, napisał 8 scenariuszy, a jego filmy zarobiły łącznie… 8 miliardów dolarów!

Charakterystyczna warga

Sylvester to syn Frnacesco Stallone – włoskiego fryzjera oraz Jacqueline – promotorki kobiecego wrestlingu. Podczas jego porodu pojawiły się pewne komplikacje i lekarze musieli pomóc mu wydostać się na świat. Użyli do tego celu specjalnych kleszczy. Mimo że zabieg udał się, zbyt mocno zaciśnięte szczypce uszkodziły dziecku jeden z nerwów. W rezultacie cała lewa, dolna część jego twarzy oraz duża część języka jest sparaliżowana. To dlatego Sly ma tę charakterystyczną, lekko zwisającą wargę, a jego mowa jest nieco bełkotliwa. Te pozorne mankamenty są dziś jego znakiem rozpoznawczym.


Był młody, potrzebował pieniędzy…

Jego pierwsza przygoda z kinem miała miejsce już w 1969 roku, kiedy to liczący sobie 23 wiosny Sly studiował w Szwajcarii. Złapał wówczas fuchę statysty na planie filmu „Downhill Racer”, którego główną gwiazdą był Robert Redford. Stallone tymczasem zagrał klienta restauracji siedzącego przy stoliku na drugim planie… Znacznie bardziej rozbudowaną, aczkolwiek również i zdecydowanie „mniej chlubną” rolę przyszło mu zagrać rok później, kiedy to Sylvester borykał się z problemami finansowymi. Wyrzucono go z mieszkania za niepłacenie czynszu, przez wiele dni błąkał się po ulicach Nowego Jorku, a noce spędzał na dworcu autobusowym. Znalazł wówczas ogłoszenie o poszukiwaniu aktora do występu w filmie dla dorosłych. „Mogłem albo zagrać w tym filmie, albo kogoś obrabować.” - usprawiedliwiał później swoją decyzję. Fuchę tę dostał. Jako Włoski Ogier pląsał przed kamerą w produkcji pt. „Przyjęcie u Kitty i Studa”. Za te dwa dni „roboty” dostał 200 dolarów.


W tym samym roku zagrał też w erotycznej sztuce teatralnej pt. „Score”, która to później została zekranizowana (już bez udziału Stallone’a). Dziś produkcja ta, obok „Głębokiego gardła”, „Diabła w pannie Jones” oraz „Za zielonymi drzwiami” uważana jest za jedno z najważniejszych dzieł „Złotej ery porno”.

Szybka droga na szczyt

Do 1973 roku Sly zaliczył setki castingów. Rok później, po wielu miesiącach grywania drugo i trzecioplanowych postaci, dostał dość istotną rolę w produkcji „Chłopaki z Flatbush”. Pozwolono mu też dodać kilka dialogów do scenariusza. Najwyraźniej poczuł dryg do pisania, bo niedługo potem postanowił przenieść na papier historię, która to mogłaby zostać zekranizowana. Zainspirował go pojedynek, jaki Muhammad Ali przeprowadził z Chuckiem Wepnerem. Wbrew przypuszczeniom wszystkich, walka trwała 15 rund i dopiero wówczas zaciekle broniący się przeciwnik Aliego padł na deski.


Scenariusz filmu o ambitnym bokserze, Sly napisał w trzy dni, a następnie zaniósł go do znajomych agentów, którzy szybko zorientowali się, że jest to materiał na kozacki film! Stallone postawił jednak warunek – w produkcji tej główną rolę ma zagrać on sam. I właśnie ten wymóg sprawił, że prawie każde studio filmowe scenariusz odrzuciło. Również i szefowie United Artists widzieli w roli boksera Burta Reynoldsa albo Jamesa Caana. Ostatecznie jednak zgodzili się dać szansę temu dziwnemu, bełkoczącemu facetowi. Aby nie dopuścić do wtopy, budżet tej produkcji był jednak śmiesznie niski – pierwszą część „Rocky’ego” zrealizowano za milion zielonych! Tymczasem film zarobił… 225 milionów dolarów i z miejsca uczynił z Sylvestra gwiazdę.

Elvis Presley i Charlie Chaplin chcieli z nim imprezować

Po nakręceniu „Rocky’ego” Sly, jako jedna z trzech osób w historii, został nominowany do Oscara zarówno za kreację aktorską oraz za najlepszy scenariusz. Wielka sława, która nagle spadła na Stallone’a sprawiła, że wiele wybitnych osobistości, chciało go poznać. Sylvester dostał list od samego Charliego Chaplina, w którym ten serdecznie zapraszał go Szwajcarii. Niestety, zanim młody aktor zdecydował się przyjąć ten zaszczyt, Chaplin wyzionął ducha.
Podobny list gwiazda dostała też od Franka Zappy. W tym też okresie do Stallone’a zadzwonił sam Elvis Presley. Piosenkarz wynajął kino w Memphis i szykował prywatny seans „Rocky’ego” dla siebie i swoich najbliższych znajomych. Chciał, aby główna gwiazda tego filmu wpadła z wizytą. Artysta nie odważył się jednak zjawić na tej imprezie – był ponoć zbyt nieśmiały, aby spotkać się z Królem.


Stallone nie chciał grać Johna Rambo

Na początku lat 80. reżyser Ted Kotcheff zaproponował Sylvestrowi tytułową rolę w filmie „Rambo”. Aktor odrzucił jednak tę fuchę. Miał ku temu dość rozsądny powód. Scenariusz filmu był bowiem oparty na powieści Davida Morrella, który sprzedał prawa do jej adaptacji dekadę wcześniej.


Od tego czasu skrypt przechodził z rąk do rąk i co chwilę dodawano do niego zmiany lub wręcz pisano go od początku. Bohatera miał grać Steve McQueen, później w tej roli widziano Paula Newmana, Ala Pacino, Roberta De Niro, Dustina Hoffmana, a nawet Johna Travoltę. Stallone nie chciał być kolejnym artystą, który będzie brany pod uwagę do udziału w produkcji, do której łącznie powstało już 26 różnych scenariuszów. Zgodził się, dopiero gdy zaproponowano mu napisanie własnej wersji tej historii (no i na bank gaża w wysokości 3,5 miliona dolarów też nieco pomogła...). Sly mógł więc stworzyć swoją postać od podstaw. Dzięki temu jego bohater znacznie różni się od owładniętego traumą i zespołem stresu pourazowego, szalonego weterana.


Miał też zagrać w „Gliniarzu z Beverly Hills”. Nie chciał jednak, aby to była komedia

Kiedy gwiazdorowi podetknięto pod nos scenariusz filmu „Gliniarz z Beverly Hills” i zapytano, czy chciałby zagrać w tej produkcji, Sly szybko uznał, że film ma zbyt wiele komediowych akcentów. Postanowił więc napisać tę historię od nowa, tworząc z niej opowieść znacznie brutalniejszą, surowszą i pozbawioną humoru. Producentom nie spodobała się propozycja artysty, więc jeszcze raz poprosili go rozważenie pierwotnej propozycji. Ten odmówił, więc poszli szukać innego aktora. I szybko go znaleźli. Eddie Murphy przyjął tę rolę bez marudzenia. Tymczasem Stallone sporo pomysłów, które zawarł w swoim scenariuszu do „Gliniarza”, wykorzystał dwa lata później w innej produkcji. Mowa oczywiście o „Cobrze”.


Rocky też maluje

Stallone jest aktorem, reżyserem, scenarzystą oraz… malarzem. W wolnej chwili maże pędzlem po płótnach zaklinając się, że jego największym idolem w tej dziedzinie jest Leonardo da Vinci. Mimo iż prace Sylvestra w niczym nie przypominają dzieł legendarnego mistrza, to artysta sprzedał dwa ze swoich obrazów za sumę 90 tysięcy dolarów! O takich kwotach Leo nie mógłby nawet pomarzyć!


Został „skrzywdzony” przez swoich dwóch kolegów po fachu

Kręcąc czwartą odsłonę serii o nieugiętym bokserze, Stallone zaproponował Dolphowi Lundgrenowi, który to grał postać rywala Rocky’ego, aby w scenach pojedynków na ringu panowie naprawdę się tłukli: „Powiedziałem mu: Czemu tego nie zrobimy? Po prostu spróbuj mnie znokautować. Serio, po prostu uderz mnie najmocniej, jak tylko potrafisz!” To było naprawdę głupie. Następna rzecz, jaką pamiętam to lot wprost do izby przyjęć i cztery dni spędzone na oddziale intensywnej terapii...”.


Krzywda, jaka aktora spotkała z rąk kolegi nie jest jednak nawet w małym ułamku tak okrutna jak to, co uczynił mu artysta, z którym przez dużą część lat 90. Sly ostro konkurował o tytuł największego gwiazdora kina akcji. Chodzi oczywiscie o słynnego, austriackiego Terminatora. Arnie odrzucił kiedyś koszmarny scenariusz i zaproponował, aby ktoś podsunął ten tekst jego rywalowi z informacją, że Schwarzenegger bardzo napalił się na udział w tym projekcie. „Kiedy dowiedziałem się, że Arnold chce w tym filmie zagrać, od razu zgarnąłem mu tę fuchę sprzed nosa.” - tak Sly wspominał potem swój występ w „Stój, bo mamuśka strzela” - „Nabrał mnie. Zawsze był bystrzachą!”.


Tak, Sly jest stary

Sylvester Stallone urodził się w 1946 roku! Jakim cudem ten facet nada wygląda niczym rozjuszony haban, a kondycji może mu pozazdrościć niejeden szczyl? Wygląda na to, że to zasługa dobrze dobranych sterydów, niewielkiej ilości zabiegów upiększających, regularnych ćwiczeń, ale przede wszystkim – dobrych genów. Matka Sylvestra liczy sobie już 99 lat i nadal wyciska ciężary. Chociaż w kwestii ingerencji chirurgicznych chyba nieco się zagalopowała! Ach, no i warto dodać, że rodzicielka gwiazdora jest też specjalistką od tzw. rumpologii, czyli technice wróżenia z pośladków!

5

Oglądany: 53412x | Komentarzy: 20 | Okejek: 270 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

10.05

09.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało