Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Pierwszy dzień na siłowni, dziadek z ciętą ripostą i inne anonimowe opowieści

66 573  
213   34  
Dziś przeczytacie także m.in. o tym, jak wiele można wytrzymać dla dobra małżeństwa, o nietypowej zabawie korepetytorki i o dziecięcej szczerości.


#1.

Kiedy miałem 14 lat, w latach 80., mama przy kolacji oznajmiła, że spodziewa się kolejnego dziecka. Uśmiechy, że fajnie, oby było zdrowe itd., jednocześnie cała nasza piątka rodzeństwa patrzyła po sobie w panice. Bo prawda była taka, że każde natychmiast zaczęło się zastanawiać, o ile mniej będzie musiało jeść i więcej pracować przez to dziecko. Tata po prostu milczał, dalej robiąc sobie herbatę. Mama cały czas wlepiała w niego wzrok.

W końcu spokojnie oznajmił, że muszą z nią o tym porozmawiać i żebyśmy zjedli i poszli się bawić. Dużo do jedzenia nie było, więc wyszliśmy z kuchni bardzo szybko, mimo prób zatrzymania nas przez mamę. Tata zabrał ją do pokoju, gdzie od lat leżeli jej niepełnosprawni rodzice (mój dziadek alkoholik i chora psychicznie babcia), po czym staranie zamknął obie pary drzwi. Wymknąłem się po kominie z domu, żeby podsłuchiwać pod oknem.

Tata oznajmił, że nie stać nas na kolejną buzię do wykarmienia. On nie pracuje tylko wtedy, gdy śpi. A śpi 4-5 godzin na dobę, dzień w dzień od 15 lat, nawet w święta, i ledwie starczy, żebyśmy nie głodowali. Mama stwierdza, że nie podda się aborcji za żadne skarby. Tata więc zażądał, by oddała dziecko po porodzie. Mama odmówiła, bo jak to tak, ona nosi, rodzi, i własne dziecko oddać? Tata chciał, żeby w takim razie w końcu poszła do jakieś pracy. Mama nie pójdzie, bo nic nie umie poza prowadzeniem domu, a poza tym co z niemowlakiem i dziadkami, którzy wymagają podobnej opieki? Tata zatem oznajmił, że odchodzi, bo ma tego dość. Ma dość życia w wiecznej nędzy, mimo ciężkiej pracy. Ma dość wiecznego głodowania, żeby ona i reszta mieli co jeść; dość marudnych, wiecznie niezadowolonych pasożytów w postaci teściów, których nie można oddać do ośrodka, bo się nie zgadzają, a obydwie renty oddają na konto szwagra, który od 18 lat nie napisał ani słowa...

Do dziś pamiętam, jak spokojnie i łagodnie to oznajmiał. Mama w ryk, babka we wrzask, dziadek po prostu egzystował i się ślinił. Jak tylko tata wyszedł zajrzeć do nas, złapałem go na korytarzu i błagałem, żeby tego nie robił. Obiecywałem, że nie będę jeść, będę więcej pracować i w ogóle... a tata tylko mnie przytulił, pogłaskał po głowie i powiedział, że mnie zabierze ze sobą, bo jako jedyny jestem jego dzieckiem. Wtedy tego nie zrozumiałem.

Potem tata wytłumaczył mi, że starał się dotrzymać przysięgi małżeńskiej, być dobrym człowiekiem jak św. Józef, ale po prostu wszystko ma swoje granice. Od moich narodzin prawie nie sypiali ze sobą, a mimo to mama zachodziła w kolejne ciąże. Ta ostatnia przelała czarę goryczy, bo ostatni raz spali ze sobą niemal rok wcześniej.

Odszedłem razem z ojcem. Pewnie ocenicie nas jako ostatnie gnidy, ale jedyne czego mi żal, to ojca. Do rodzeństwa nie mam sentymentu. Nigdy się nie lubiliśmy, mimo starań rodziców.

#2.

Dziś rano zawinięta w szlafrok stałam sobie w kuchni i patrząc na pluchę za oknem, niemrawo żułam jabłko. Nieoczekiwanie ktoś delikatnie chwycił mnie za ramiona, nachylił się do mojego ucha i szepnął: „Cześć, kochanie. Podobały ci się nasze nocne harce?”. Odwróciłam się, aby ujrzeć przed sobą równie zaspanego co ja i równie zaskoczonego co ja mojego ojca!

Po krótkiej, acz - w mojej głowie - ciągnącej się w nieskończoność chwili ciszy, mój rodziciel odwrócił się na pięcie i powędrował do łazienki, mrucząc pod nosem: „Noż kurde, z tą fryzurą coraz bardziej przypominasz swoją matkę...”.

Najwyższy czas znaleźć pracę i wyprowadzić się od rodziców. Mam 24 lata.

#3.

Wczoraj mój najlepszy kumpel powiedział mi, że woli facetów. Mówił, że długo do tego dojrzewał i nie mógł już sam siebie oszukiwać i ja, jako jego najbliższy przyjaciel, jestem pierwszą osobą, której to powiedział. Widać było po nim, że trudno mu pogodzić się z jego odmiennością i bał się, że po usłyszeniu tego zwierzenia, odwrócę się od niego.
Powiem wam szczerze - wkurzyłem się. I nie, nie dlatego, że mój serdeczny kolega wyjawił mi swój sekret, ale dlatego, że ten cholerny łoś jest mężem mojej rodzonej siostry i ma z nią dwójkę dzieci!

#4.

Jestem korepetytorką z chemii i biologii. Uczniów mam dość sporo, jednak żaden nie wie o moim dziwactwie.

Mieszkam na 4 pietrze, od czasu kiedy zadzwoni domofon, a ja wcisnę przycisk, aby otworzyć drzwi do klatki, liczę czas. Sprawdzam, ile czasu potrzebują moi uczniowie, aby wejść na 4 piętro.

Kiedy dzwoni dzwonek do drzwi, szybko zapisuję liczbę w notesie. Gdy po zakończonych korepetycjach uczeń wyjdzie, ja wpisuję czas do odpowiedniej tabletki.
Później porównuję te liczby z innymi uczniami, albo sprawdzam, czy ich czas się poprawia oraz liczę średnią z całego miesiąca.

Takie urozmaicenie między biologią a chemią.

#5.

Historia nie zdarzyła się bezpośrednio mnie ani nikomu z moich bliskich, a kumplowi mojego taty w technikum.
Kolega nałogowo palił papierosy, a że pełnoletni nie był, to dorośli bardzo go za to ścigali, w szczególności jedna nauczycielka. Codziennie rano przeszukiwała mu kieszenie dżinsów w poszukiwaniu papierosów.

Któregoś razu kumpel się wkurzył i uknuł szatański plan. Wyciął dno kieszeni i nie założył bielizny.
Każdy wie, co znalazła babka zamiast paczki papierosów.

Od tamtej pory kumpel miał spokój; nauczycielka już nigdy nie przeszukała mu kieszeni.
Ot, taka zwykła historia z młodzieńczych lat mojego taty :D

#6.

Zawsze byłem chorobliwie nieśmiały. Na co dzień nie piję alkoholu, jednak jakiś czas temu przekonałem się, że spożycie kilku procentowych napitków sprawia, że jestem odważniejszy i lepiej sobie radzę w kwestiach towarzyskich.

Wczoraj nastąpiło kolejne, mniej już wesołe dla mnie, odkrycie. Okazało się, że ilość wypitego przeze mnie alkoholu, która pozwala mi skutecznie zagadać do dziewczyny, jest wprost proporcjonalna do stężenia procentów, który sprawia, że, ekhm, "konar nie płonie"...

#7.

Mieszkam na wsi. Moja rodzina ma gospodarstwo rolne. Kiedy wydarzenie to miało miejsce, miałem może 4-5 lat. Niemal tradycją było to, że w weekend (ku "uciesze'' taty) odwiedzała nas babcia i dziadek... Teściowa jak to teściowa, zawsze gotowa uraczyć nieporadnego życiowo zięcia błyskotliwą poradą życiową, nie trzeba oczywiście mówić, jak reagował na to tata.

Było wtedy lato. Po tradycyjnym wypiciu kawy i zjedzeniu kawałka ciasta tata udał się na obchód gospodarstwa, ekipa oczywiście w ślad za nim. Tata kręcił się po oborze i karmił zwierzęta, a moja mama podlewała i wyrywała chwasty z ogródka, ja z bratem bawiłem się z dziadkiem... W pewnym momencie przerwałem zabawę i to co zobaczyłem zdenerwowało małego, wychowanego w otoczeniu ciężkiej pracy dzieciaka. Tata ciężko pracuje w oborze, mama ciężko pracuje w ogródku, a nad mamą stoi babcia i prowadzi swój monolog. Postanowiłem więc działać! Podszedłem do babci, pociągnąłem za rękaw i z dziecięcą szczerością wypaliłem: "A babcia to tu na urlop przyjechała? Nie widzi babcia, że tata z mamą pracują?".

Jej wzroku nie zapomnę nigdy. Gdyby mogła mnie nim zabić, chyba by się nie wahała. Mama krzyknęła tylko żebym przeprosił babcię, ale ja krzyknąłem tylko "Ale za co?'' i uciekłem do taty. Tata razem z dziadkiem pokładali się ze śmiechu. Babci niestety nie udało się przekonać, że ten tekst to był mój autorski pomysł i nie zostałem podpuszczony przez tatę. W efekcie patrzyła krzywo na tatę jeszcze długi czas. Tymczasem ja nie mogłem zrozumieć, dlaczego zostałem skrzyczany przez mamę, a poklepany po głowie przez tatę. Tata do dzisiaj wspomina to z uśmiechem, jako najlepszą ripostę w stosunku do teściowej.

#8.

Wybrałem się z dziadkiem na miasto. Przechodziliśmy obok Sebka, który uczepił się mizernego, wystraszonego chłopaczyny.
- Pe*ał jesteś czy kur#a co?!
Słysząc to mój dziadek przystanął i rzucił w stronę byczka:
- Chcesz się upewnić, czy wasza randka jest aktualna?

Ani ja, ani dziadek nigdy tak szybko nie biegliśmy.

#9.

O tym, jak próbowałem schudnąć.

Zacznijmy od tego, że w wieku 25 lat osiągnąłem "dumny" wynik na wadze 120 kg przy wzroście 186 cm. Czyli znacznie za dużo. Pożerając kolejną pizzę obiecywałem sobie, że od jutra zaczynam dietę i ćwiczenia. Już widziałem siebie jako tego Dawida o jędrnych pośladkach wymuskanych dłutem przez Michała Anioła, wierzyłem, że po osiągnięciu wymarzonej wagi będę chodzącym ideałem seksu. A w międzyczasie wcinałem hamburgera w macu. Jednak ciężko mi było z doborem ubrań, w które zmieściłyby się moje jakże seksowne pośladki dłuta Michaiła Aniołowa. To dobijało. Ale pała się wzięła i przegła, kiedy okazało się, że nie mieszczę się w mój ulubiony płaszcz. Szybka decyzja: dieta i ćwiczenia już w tym tygodniu.

Już dwa dni później wchodzę dumny na siłownię, brzuch solidarnie podskakuje w rytm moich pewnych kroków, w przewiewnym dresie czuję się jak bohater, którego potrzebuje moje miasto. Dookoła pełno kafarów, przeciętniaków, pięknych pań. I ja. Część osób patrzy na mnie, ja dumnie prężę wszystkie fałdy jako człowiek, który postanawia zmienić swoje życie właśnie w tym miejscu. I wtedy...

Potykam się o własną nogę. Z głośnym "Ooooooooooooooo" padam na tłusty ryjek. Aż poczułem, jak moje monumentalne sadełko odbija się od podłogi, po czym przygniata mnie siłą nieugiętej grawitacji. A temu wszystkiemu towarzyszy niewyobrażalnie głośny i śmierdzący bąk. Po prostu potwór. Zaczęło walić jakąś zgniłą kapustą. Jedyne, co moje usta są w stanie wygenerować, to kolejne "Oooooooooooooooo". Cisza. Wszyscy się na mnie patrzą. Szybka decyzja - wstaję. Odwracam się na plecy i próbuję się podnieść. I znowu. Kolejny grzmot, jeszcze gorszy. I natychmiastowy smród, jakby coś zdechło. Chcę krzyknąć PRZEPRASZAM! Zamiast tego... "Oooooooooooooooo". I macham rękami, jak wariat, próbując się jakoś podnieść. Wszyscy już patrzą na mnie z obrzydzeniem. Ale jedna dziewczyna się lituje i pomaga mi wstać, krzywiąc się przy tym od tego fetoru. Wstałem, pochylam się, żeby złapać oddech. Aż mnie pali ze wstydu, czuję, że jestem czerwony jak komunista, aż chce mi się płakać. Dziewczyna się pyta, czy wszystko gra. Ja się prostuję, chcę odpowiedzieć. I wtedy wydałem najgłośniejsze beknięcie, jakie się tylko da... Jak ostatnia świnia. Dziewczyna natychmiast odchodzi, a ja przebierając na moich tłustych nóżkach opuszczam miejsce tragedii...

Nigdy się tak nie najadłem wstydu jak wtedy, ale nie poddałem się! Zacząłem ćwiczenia na innej siłowni, bez kolejnych przygód, udało mi się zrzucić 20 kg :) Przede mną jeszcze długa droga, ale się zawziąłem. Za to wspomnienie mojego pierwszego dnia wojny z sadłem przyprawia mnie o histeryczny śmiech :D

<<< W poprzednim odcinku m.in. miłość do ziemniaków i ogłoszenie na uczelni

21

Oglądany: 66573x | Komentarzy: 34 | Okejek: 213 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

09.05

08.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało