I tak prawdę powiedziawszy będzie mi trochę brakowało intryg, knowań, podszeptów i walki. Dziś Gra o Tron przeszła go historii, więc powspominajmy (bez spoilerowania ostatniego odcinka)
Tak, zgadzam się ze stwierdzeniem, że pierwsze sezony to był majstersztyk, a w sezonie siódmym zaczęło się dziać coś niepokojącego. Zgadzam się, że sezon ósmy należy nakręcić od nowa i to w pełnym wymiarze 10 odcinków. Że w ostatnim sezonie bohaterowie zostali spłyceni, że żegnano się z nimi bezpardonowo. Że zrobili swoje i mogą odejść. Według mnie film bardzo dużo stracił z momentem śmierci Baelisha, który potrafił knować i zatruwać życie. Gdy kolejni antagoniści zostali uśmiercani, zaczęło być za bardzo cukierkowo i słodko. Źle się stało. Zabrakło Martina, który by wszystko ogarnął. I wcale nie zdziwię się, jak autor w książkach poprzestawia wszystko do góry nogami. Choć nie powiem - ostatni odcinek trochę mi ten mierny sezon wynagrodził. Było trochę wzruszenia, było trochę intryg, bywały momenty śmieszne i tragiczne. Symboliczna scena z Drogonem. Taka stara Gra o Tron. Jakby Martin stwierdził, że już dość scenarzyści napsuli i czas wziąć sprawy w swoje ręce. A teraz zapraszam fanów serialu w sentymentalną podróż po historii serialu. Nie będzie spojlerów finałowego odcinka.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą