Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych XIX

21 537  
6   22  
Tutaj nie klikaj!Witajcie w dziewiętnastej odsłonie przygód dzieci, które poznają ciekawostki tego świata w sposób tylko im wiadomy. To znaczy nie wierzą, że nie wolno, tylko muszą wejść, zrobić, sprawdzić. Tylko potem dostają w skórę, a to za włażenie za wysoko, a to za szukanie mrówek, a to za wodne naloty...

A my pomimo, że dorośli, nie powtarzajmy tego!


Majstrowanie przy zapalniczkach źle się kończy...

Kiedyś zauważyłem, że jeśli zdejmie się tą metalową osłonę z zapalniczki (chodzi o te kolorowe jednorazówki) to można bez ograniczeń manipulować zaworkiem. I zacząłem otwierać tenże zawór i przekształcać zapalniczkę w miotacz płomieni. w końcu jednak zawór przestał w ogóle blokować wydostawanie się gazu na zewnątrz i powstała mała fontanna gazu, którą ja oczywiście podpaliłem. Skutek był taki, że moja dłoń zamieniła się w pochodnię. W celu ratowania jej, odrzuciłem natychmiast ognistą kulę, która spadła prosto na rozścielone łóżko. Jedynie moja bohaterska postawa i rzucenie się własnym ciałem na ten ogień uratowało pościel.

by Zylas

* * * * *

Kometa własnej konstrukcji też kapryśna bywa...

Innym z kolei razem byłem u koleżanki (to już całkiem niedawne czasy - człowiek stary a dalej głupi) i chciałem pokazać jej jak zrobić fajerwerka z kamienia z zapalniczki (dla niewtajemniczonych: jak się wyjmie z zapalniczki kamień, podgrzeje go do czerwoności i mocno pstryknie to on się roziskrza i tak leci jak kometa). Jak powiedziałem tak zrobiłem, koleżance się nawet podobało, tylko nie przewidziałem, że jak taki kamień wyląduje na parkiecie to zrobi dziurę...

by Zylas

* * * * * 

A tu niepostrzeżenie wyrasta młody alpinista. Wkrótce zdobędzie Koronę Świata, tylko niech powraca inaczej...

Pacholęciem będąc lubiłem wdrapywać się na różne mniej lub bardziej nadające się do tego konstrukcje. A była budowa w okolicy. I stały na niej prócz wspaniałych stosów cegieł (łatwizna) kozły murarskie, wysokie, z nieheblowanych desek zbite. Kusiły. Podjąłem wyzwanie, a lat miałem 5 najwyżej. Jak można było przewidzieć; szczyt jednego z kozłów zdobyłem, ale z braku doświadczenia drogi powrotnej nie przemyślawszy w ekspresowym tempie z ziemią na powrót się przywitałem. I tu - ilekroć sobie to zdarzenie przypomnę - nachodzi mnie zdziwienie, którego jako brzdąc nie doświadczyłem. Spadłem z wysokiego kozła na podłoże dość twarde i nierówne, pokryte zastygłymi wylewkami resztek z betoniarki. Spadłem, a właściwie zanurkowałem twarzą do przodu. Ręce zostały gdzieś z tyłu. A efekt? Jedynie niewielkie rozcięcie tuż pod nosem. Sam nos, podobnie jak czoło, broda i reszta twarzy nienaruszone i - o ile pamiętam - nawet nie byłem nadmiernie wybrudzony. Na tyle, na ile może nie być wybrudz ony wszędziegopełno pięciolatek buszujący po placu budowy.

by  Jabberwocky-3422 

* * * * * 

Babcia wiele wybaczyć może... Do czasu jednak.

Jak byłam mała razem z bratem i całym rodzeństwem ciotecznym (razem 6 osób) postanowiliśmy zrobić pułapkę na babcie. Najlepszym miejscem była ścieżka do lasu, którą babcia chodziła wyrzucać śmiecie na śmietnik. Pułapkę budowaliśmy długo, bo babcia wcale nie chciała w nią wpaść, więc codziennie dawaliśmy ulepszenia. Tak jak z początku był to jedynie dół zakryty gałęziami i liśćmi, po kilku dniach został wypełniony wszystkim na co genialne dzieci wpadły, m.in. puszka starej farby wyciągnięta od dziadka z szopy, jajka wykradzione od babci z lodówki, ale żeby było ciekawej każde z nas się tam załatwiało, żeby lepiej śmierdziało jak już babcia wejdzie. Babcia w końcu wpadła w naszą genialną pułapkę na nieszczęście nasze stało się to tuż przed tym jak wyszykowana w nowy płaszcz wychodziła w niedziele do kościoła na msze ... oj było lanie :))

by Perovskia 

* * * * * 

Pierniczę, wysiadam

W wieku niewiele ponad trzech wiosen, rodzice zafundowali mi oraz moim starszym siostrom całodzienny wypad do chorzowskiego wesołego miasteczka. Było cudownie! Zamek strachów, gabinet krzywych luster, jakieś ogromne zjeżdżalnie, karuzele, DIABELSKI MŁYN (dla niewtajemniczonych: wysoki na kilkanaście pięter. Ponoć jeden z najwyższych)... Właśnie przy tej ostatniej atrakcji niewiele brakowało, abym już nigdy do domku ukochanego nie wrócił. Wtedy miałem całkiem poważny lęk wysokości. Do dziś mi przeszło, ale wtedy... Wsiedliśmy do jednej z gondoli: rodzice, dwie siostry ja i kilku nastoletnich chłopaków. Jedziemy coraz wyżej, a ja w przerażeniu nie jestem w stanie nawet palcem kiwnąć. Na dodatek przy pierwszym okrążeniu diabelskiego koła zatrzymywano je co chwila, aby inni wsiadając na diabelski młyn, mogli także zażyć dawkę adrenaliny. Jakoś tak się stało, że kiedy byliśmy na samej górze zatrzymano nas na dłużej, czyli na jakieś dwie minutki. Moje przerażenie sięgało zenitu, a w spomnieni koledzy, którym wrażeń było mało zaczęli przy pomocy kółka obracać zawieszoną gondolę. Mało tego! Zaczęli nią huśtać! Tego już moje nerwy nie zniosły! Wstałem, podszedłem do drzwiczek, i ze stanowczym, wyrażonym głośno postanowieniem: "wysiadam" otworzyłem je... Zrobiłbym to naprawdę. Oj! Dłuugi byłby to kroczek. Później tylko pościerać z asfaltu, bo nie byłoby czego zbierać. Na szczęście tata zareagował, złapał mnie, posadził na kolanach i do końca przejażdżki mocno trzymał. Od razu poczułem się bezpiecznie. A koledzy jakoś tak dziwnie wystraszeni sztywno siedzieli. Czyżby lęk wysokości? 

by Ichti 

* * * * * 

Wodny nalot dywanowy

Kiedyś wraz z sąsiadem wpadliśmy na pomysł robienia "wodnych bomb". Zaczęło się od baloników z wodą. Dwóch gówniarzy + balonik + woda + 7pietro + niczego nie podejrzewający przechodnie = kupa zabawy... Po balonikach nadszedł czas na woreczki, a potem już z grubej rury - ogromne kilkunasto litrowe wory na śmieci (tak ze 3-4 worki żeby nie pękły).
Niestety (w zasadzie na szczęście) nie udało nam się trafić prosto w kogoś (zawsze obok) najprawdopodobniej byłby to trup na miejscu. 
Nigdy nie zapomnę mokrych min ludzi odgrażających się nam z dołu. Pragnę dodać, że zabawa skończyła się po zmoczeniu pani prawnik. Co prawda przeprosiliśmy, ale potem znowu siedzieć nie mogłem.

by SuperbAArt

* * * * * 

Pomoc domowa małego brzdąca...

Dawno temu w jakaś piękna pogodę moja mamusia myła okna. Rzecz niby normalna i nikt chyba nie widzi w tym nic dziwnego, że ze zmęczenia położyła się spać, zostawiając mnie i moją małą główkę bez opieki. Jako kochany synek postanowiłem pomóc mamie myć okna. Szkoda że nie znalazłem żadnej szmaty ani płynu, za to znalazłem dżem. Domyślacie się chyba jak pięknie wyglądają dopiero co umyte okna wysmarowane dżemem. 
Po historii z jedzeniem mój tatuś (bardzo zaradny ślusarz) zainstalował na lodówce jakiś zatrzask, coś w stylu ’zabezpieczenia przed dziećmi’. 

MICk

* * * * * 

Szukając mróweczek

Jeden z wielu wesołych, przedszkolnych dni. Mamuśka jak zwykle przyszła zabrać swoją pociechę (mnie) do domu. Oczom jej ukazał się widok cokolwiek opłakany - kombinezon, czapka, rękawiczki, i przede wszystkim ja - jedna wielka kupa błota. Obok stała mama mojego najlepsiejszego przyjaciela, która powiedziała tylko - to jeszcze nic, niech pani spojrzy na mojego. Maciek miał błoto nawet w uszach, kieszeniach i butach. Powodem tego było to, że "szukaliśmy mróweczek" - zabawa polegająca na kopaniu patykiem w błocie w poszukiwaniu stworzeń, których w tym miejscu na pewno nie było. Skończyło się tylko na obciachu jakim było przejście z przedszkola do domu.

by eXkudlaty

* * * * * 
 
Sposób na biegający młotek

Mając jakieś 4 latka bacznie obserwowałem tatkę naprawiającego taką starą (nowoczesną wtedy) pralkę automatyczną :) Dumny tatuś pokazywał synkowi wymontowaną pompę wody podłączoną nad wanną przewodami od miernika do prądu, pięknie tryskającą wodą :) Bardzo mi się to spodobało, postanowiłem zrobić też coś ekstra za pomocą przewodów od miernika i prądu :) Poszedłem cichutko do pokoju i tam chciałem wprawić w ruch magicznym sposobem tatusia... młotek. Tak, podłączyłem tą żelazną część młotka kabelkami do kontaktu mając nadzieję ujrzenia biegającego po pokoju młotka. Jak pierdutło to kabelki się aż przyspawały do młotka a tata myślał że wyrzuciłem przez okno krzesło na samochód. Od tamtej pory nie podłączałem młotka do prądu.

by PollecK

* * * * * 

Przywitanie rodziny

Miałem jakieś 4 latka, miała przyjechać do nas rodzinka z daleka. Przekładali ciągle przyjazd, przez jakieś 2 tygodnie dzwoniliśmy do siebie że już jadą, albo że jednak nie jadą, a że pogoda zła, a że praca i takie tam. W końcu przyjechali. Przyjechało 5 osób, jak wiadomo część osób została na dole przy samochodzie aby wszystko powypakowywać, a kobity poszły na górę do mieszkania. Ja dumnie stanąłem przed drzwiami i czekałem jak wczłapią się na górę. Gdy zobaczyła mnie ciocia uśmiechnęła się, a ja widząc że idą tylko 2 osoby wypaliłem: 
- A gdzie reszta skur...synów ??
  Rodzice zamarli, a ciocia: 
- No, ładnie wy się tu o nas wyrażacie.

by PollecK

Jeśli przeżyłeś coś niesamowitego, coś spsociłeś i zbroiłeś, podeślij to opowiadanie koniecznie. Nie zapomnij dodać swojego nicka na końcu...


Oglądany: 21537x | Komentarzy: 22 | Okejek: 6 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało