Kiedy porównuję moje preferencje co do kina ślizganego z rozrastającą się gamą nowych gatunków tej rozrywki, to czuję się jak cholerny, orzący pole własną żoną amisz w obliczu zrozumienia zasady działania zderzacza hadronów. Zdziwilibyście się, do jakich niszowych fetyszystów trafiają producenci filmów porno. W każdym razie – ja zdziwiłem się mocno…
Taką nazwą zwykło określać się dzieła porno, w których człowiek obcuje z istotami, które spokojnie mogłyby znaleźć się w B-klasowym horrorze. To mieszanka elementów SF, horroru i zoofilii. Oczywiście jest to twór japoński, a jego oryginalna nazwa to „shokushu goukan”. Jak się okazuje, gatunek ten wcale nie jest specjalnie nowy, bo pierwsza próba połączenia bzykania ze światem oceanicznych zwierząt miała już miejsce w 1814 roku, kiedy to pewien pochodzący z Kraju Kwitnącej Wiśni autor napisał erotyczne opowiadanie pt. „Sen żony rybaka”.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą