Matura 2017 zbliża się wielkimi krokami i niektórym osobom spędza sen z powiek. Szczególnie tym, którzy wiedzą, że ich zdolności są na poziomie, który spowoduje, że zaliczyć matematykę będzie trudniej niż łatwiej. Co w takim wypadku należy zrobić? Wiadomo, albo usiąść do nauki, albo przestać się oszukiwać, zrobić policealną z jakimś przydatnym i fajnym zawodem i pójść np. na piekarza, mechanika, hydraulika czy zegarmistrza.

Można też oszukiwać i jeśli ktoś jest cholernym oszustem bez rozumu i godności człowieka, to może skorzystać z kapitalnej oferty skierowanej właśnie do niego. Przedmiotem oferty jest kalkulator, którego wygląd na pierwszych zdjęciach nie budzi żadnych podejrzeń i nie ma wzbudzać podejrzeń również u członków komisji egzaminacyjnej na maturze.

Toż to zwykły kalkulator! A zwykłe kalkulatory można mieć na maturze!

Niby tak, jednak w tym przypadku po wpisaniu specjalnego kodu pokazuje się drugie dno:


Tak, to jest bardzo sprytnie ukryty zaawansowany kalkulator w obudowie zwykłego kalkulatora prostego. Tego już zdecydowanie nie można mieć ze sobą na egzaminie.

Sprzedawca zachęca do kupna w następujący sposób:


Żeby było jeszcze weselej, kalkulator ma też wejścia na kartę SIM i można się z jego pomocą łączyć z internetem. Geniusz zła w czystej formie.

Sam projekt oczywiście jest jak najbardziej genialny i należałoby pogratulować twórcy pomysłowości, jednak sposób sprzedaży budzi naprawdę niemałe wątpliwości. Zarabianie pieniędzy na wystraszonych maturzystach? Namawianie do oszustwa na egzaminie? To się powinno karać co najmniej publiczną chłostą.

Co do samych maturzystów, to na wymagania do matury z matematyki zareagowali w tym roku tak:



Pozostaje mieć nadzieję, że komisje egzaminacyjne zostaną odpowiednio przeszkolone w temacie takich wynalazków (internet już o to zadba), a byłoby jeszcze lepiej, gdyby to szkoły dostarczały kalkulatory na matury dla swoich uczniów. W końcu każdy rodzic chce, żeby jego dziecko miało równe szanse, a nie każdego rodzica stać na taki kalkulator! Bo pomimo tego, że podzespoły w nim wykorzystane są warte jakieś parędziesiąt złotych, to jego cena dla frajerów wynosi:


Szanujemy twórcę za pomysłowość, ale za ten marketing i próbę robienia piniondza na dzieciakach to niech jeździ jajami po żyletkach.

Źródła: 1, 2